Bronić swojej wiary

cross-2464934_960_720.jpg

Zapraszam cię. Część 3

 

Lubię przypominać słowa Piotra Apostoła, który mówi: „Bądźcie zawsze gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która w was jest”.  

Z Pawłem Kozackim OP, prowincjałem zakonu dominikanów, rozmawia Katarzyna Kolska.

 

 – No właśnie, z argumentami to my mamy niejednokrotnie straszny kłopot. Zwłaszcza gdy przyjdzie nam rozmawiać z osobami, które są niechętne Kościołowi.

– Ludzie czasami mówią na spowiedzi, że bali się przyznać do Pana Boga i gdy w towarzystwie ktoś wyśmiewał wiarę albo opowiadał sprośne żarty na temat księży, to siedzieli cicho. Tłumaczę wtedy: OK, rozumiem, że kiedy jesteś sam, a całe towarzystwo rechocze, to może nie warto rzucać perły przed wieprze. Ale na pewno warto przypomnieć sobie później ten rechot i przygotować się do takiej rozmowy. Wypisz sobie ich zarzuty, ich żarty i pomyśl, jak byś odpowiedział na jakieś ironiczne zaczepki, jak byś to zripostował krótko a celnie, jak byś to spuentował, jak byś odpowiedział na jakiś argument albo pytanie. Jeśli nie wiesz, to szukaj, pytaj, czytaj, przygotuj się do tej odpowiedzi. Nawet jeżeli trzy razy nie zabierzesz głosu, to może za czwartym razem będziesz miał szansę przedstawić swoje racje. Niekoniecznie pomoże to twoim rozmówcom, ale tobie z pewnością tak. Bo nagle pod wpływem tych ataków czy wyśmiewania odpowiesz na pytania, których wcześniej sobie nie stawiałeś.

 

– Czasami w tych atakach, w tym szyderstwie i wyśmiewaniu zdarzają się argumenty, które są prawdziwe, które nawet my, wierzący, podzielamy. I co wtedy?

– Usłyszałem kiedyś od jednego z biskupów: Obroną przeciwko antyklerykalnym atakom jest cnota, a gdy cnoty zabraknie – prawda. Prawdzie nie wolno zaprzeczać, ale można zapytać: Czy to jest cała prawda o Kościele? Skąd masz takie wiadomości? Spotkałeś tego księdza, czy czytałeś „Nie”? Kiedy słyszę w odpowiedzi, że wszyscy to wiedzą, wszyscy tak mówią, to pytam: A wiesz, że Polacy są złodziejami samochodów? Byłem w Niemczech i mówili mi, że każdy Polak to złodziej samochodów. Więc ty też jesteś złodziejem samochodów.

– Nic tak nie fałszuje prawdy, jak uogólnienia, generalizacje i wielkie kwantyfikatory. Tak, w Kościele zdarzają się złe rzeczy, tak jak zdarzają się Polacy, którzy są złodziejami samochodów. Natomiast czasem bywa tak, że ktoś jedną celną ripostą zgasi swojego rozmówcę i powie: Wiesz, ja znam taki Kościół, w którym się odnajduję i który jest dla mnie ważny, jest sensowny. Być może to, co mówisz, w iluś procentach jest prawdą, ale w Kościele jest również przestrzeń piękna i dobra. Zazwyczaj po takiej deklaracji rozmowa się kończy. Być może takie przyznanie się do wiary zaowocuje tym, że kiedyś ktoś, kto wątpi lub poszukuje, wróci do nas i powie: Pomóż mi.

– Lubię też przypominać słowa Piotra Apostoła, który mówi: „Bądźcie zawsze gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która w was jest”.

 

– Jak te odejścia od Kościoła mają się do słów z Księgi Ezechiela: „Ja sam będę pasł moje owce i Ja sam będę je układał na legowisku. Zagubioną odszukam, zabłąkaną sprowadzę z powrotem, skaleczoną opatrzę, chorą umocnię…”?

– To jest tajemnica Pana Boga. W piątej modlitwie eucharystycznej w czasie mszy świętej Kościół modli się do Pana Boga „za tych, których wiarę jedynie Ty znałeś”. To jest taka wiara, do której nikt się nie przyznał, być może nawet ten człowiek o niej nie wiedział. Jak Pan Bóg dotrze do tych ludzi? Może w ostatniej sekundzie ich życia, może w jakimś innym czasie, w innym wymiarze. Wierzę, że Panu Bogu zależy na każdym człowieku bardziej niż mnie. I dlatego nie ośmielam się mieć do Niego pretensji, że daje komuś za mało łaski wiary. Znam taką historię: ktoś Panu Bogu coś takiego wyrzucał, a Pan Bóg mu powiedział: No jak to nic nie zrobiłem? Przecież posłałem ciebie do tego człowieka, żebyś mu pomógł.

 

– Mamy też przypowieść o pasterzu, który zostawia 99 swoich owiec i biegnie za jedną, która się zagubiła. Te słowa wlewają nadzieję w serca tych, którzy się martwią o swoich bliskich.

– Piętnasty rozdział Ewangelii św. Łukasza jest genialnie skonstruowany. Są tam trzy przypowieści: pierwsza o zagubionej owcy, druga o kobiecie, która szuka drachmy, a na końcu jest przypowieść o synu marnotrawnym. Ta ostatnia opowiada o ojcu, któremu się zgubiło dwóch synów – jeden poza domem, jak ta zagubiona owca, a drugi w domu, jak drachma. To pokazuje, że można się zgubić Panu Bogu, nie tylko będąc poza Kościołem, ale i w Nim. Mam wrażenie, że czasem, będąc na zewnątrz Kościoła czy poza widzialnymi strukturami, można być bliżej Niego, niż będąc wewnątrz. Oczywiście nie chcę przez to powiedzieć, jak czasem mówią nasi niewierzący bracia i siostry, że lepiej być niewierzącym dobrym człowiekiem niż wierzącym hipokrytą, bo to jest usprawiedliwienie tego, że się nie wierzy. Ale jeśli chodzi o to, kto jest blisko Pana Boga, a kto jest od Niego daleko, kto w Niego wierzy, a kto nie, to mam wrażenie, że granica przebiega troszeczkę inaczej niż tylko pomiędzy tymi, którzy praktykują i nie praktykują.

 

– Powiedziałeś: Nie ośmielam się mieć do Niego pretensji, że daje komuś za mało łaski wiary. Ale rodzice, współmałżonkowie, bliscy tych, którzy odeszli od Pana Boga, mają o to pretensje i niejednokrotnie żal w sercu.

– Ale co Pan Bóg ma zrobić? Wziąć bat i zmusić kogoś do wiary? Odpowiedź wiary może się dokonać tylko w przestrzeni wolności. Rozumiem emocje, które się rodzą, gdy ktoś, kogo kocham, oddala się od Boga. Mając tego typu uczucia – żalu, płaczu, smutku z powodu niewiary dzieci czy współmałżonka – módl się tym. To jest moment, kiedy możesz stanąć bardzo blisko Pana Boga. Jeśli staniesz w postawie pretensji, to nic nie zyskasz. Jeśli jednak z tymi uczuciami staniesz obok opuszczonego Boga, możesz doświadczyć zadziwiającej z Nim bliskości. Biblia jest pełna płaczu Boga nad dziećmi, które od Niego odchodzą, nad niewiernym narodem wybranym. Pełna krzyku Pana Boga, który mówi: Obdarowałem ich, dałem im wszystko, a oni to zlekceważyli i poszli.

– Czasami mówię tym, którzy płaczą nad swoimi bliskimi: Spójrz na samego siebie – czy twoje życie zawsze było takie idealne? Czy Pan Bóg nigdy nie płakał nad tobą, nad twoim zagubieniem? Nigdy nie byłeś zagubioną owcą?

–A jeśli w tobie rodzi się poczucie winy, bo twoje dziecko czy współmałżonek odchodzą od Kościoła, to pamiętaj, że Pan Jezus wybrał dwunastu apostołów i jeden z nich Go zdradził. Nie potrafił go przekonać? Kiepski był z Niego nauczyciel? Rozmawiał z faryzeuszami, spierał się z nimi. Nie mógł im jakiegoś niepodważalnego argumentu podać, żeby się zorientowali, o co chodzi? Jezus głosił Ewangelię. To był Bóg-człowiek. Nie było nikogo, kto mógłby to robić bardziej autentycznie, bardziej prawdziwie.

 

– Był między nimi, a nie wszyscy uwierzyli.

– No właśnie. Jeżeli Pan Jezus nie potrafił zapalić wszystkich do wiary, przyciągnąć ludzi do Boga, to kim ty się czynisz albo jakie masz wobec siebie wymagania, że chcesz, aby twoje działania w tej kwestii były skuteczne.

 

– Pewna kobieta powiedziała mi: Pokochałam mojego męża jako człowieka wierzącego. A teraz muszę żyć z niewierzącym…

– Biblia jest pełna obrazów zawiedzionej miłości małżeńskiej. Nie lekceważę bólu spowodowanego odejściem dzieci czy małżonka od wiary, bo ten ból jest autentyczny. Natomiast przestrzegam przed pretensją, przed oczekiwaniem, że Pan Bóg mógłby coś zrobić, a nie robi.

 

– Ale my wierzymy, że Pan Bóg jest wszechmogący.

– Tak, ale jest to wszechmoc, którą On sam ograniczył. Pan Bóg mówi do nas: Zapraszam cię do przyjaźni, zapraszam cię do miłości, zapraszam cię do relacji ze Mną. Ale tylko jeśli chcesz. To jest twoja wolność, twój wybór. Ja nie chcę mieć niewolnika, ja chcę mieć syna. Ja nie chcę, żebyś był zmuszony  do wiary, tylko żebyś mógł tę wiarę wybrać.

 

Paweł Kozacki – ur. 1965, prowincjał polskich dominikanów, duszpasterz, przez wiele lat redaktor naczelny miesięcznika „W drodze”.

 

 

Pierwszą część rozmowy możesz przeczytać tutaj

Drugą część rozmowy możesz przeczytać tutaj

 

Artykuł ukazał się również w miesięczniku „W drodze” (2018, nr 1).