Pogotowie, które leczy chore dusze

  budapest-1280521_960_720 (2).jpg

Jedna z osób, której udzielono pomocy w Pogotowiu Duchowym powiedziała: „To dzięki nim zaczynam żyć duchowo, to dzięki nim zaczyna się wiosna”. Zdjecie: Pixabay

 

 

Pogotowie Duchowe działa 7 dni w tygodniu. Niemal przez całą dobę można tam zadzwonić i poprosić o pomoc. Prawie tak samo jak w pogotowiu ratunkowym. Jest jednak pewna subtelna różnica. Pogotowie Duchowe leczy nie ciało, lecz duszę. Telefony odbierają kapłani, którzy danego dnia pełnią dyżur. Znajdują się oni w różnych miejscach w Polsce, a także w innych krajach. Odległość w tym przypadku nie ma znaczenia, bo tu liczy się bliski kontakt i możliwość odbycia szczerej rozmowy.

 

Tekst: Marta Tomczyk-Maryon Zdjęcia: o. Witold Mlotkowski i Stanisław Kruszyński 

 

Na początku była wiadomość… o próbie samobójczej

Można by powiedzieć, że Pogotowie Duchowe powstało przypadkiem. Ale podobno nic nie dzieje się przez przypadek.  W roku 2012 o.  Benedykt Pączka OFMCap otrzymał na Facebooku dramatyczną wiadomość od szesnastolatka, który chciał popełnić samobójstwo.

„Wtedy rozmawiając z nim poprosiłem, żeby podał mi numer telefonu. Zrobił to, zadzwoniłem i umówiłem się z nim na spotkanie. I myślę, że to są początki Pogotowia Duchowego, ponieważ ta rozmowa zmobilizowała mnie do tego, aby założyć pomoc siedem dni w tygodniu i 24 godziny na dobę”, mówi o. Benedykt Pączka.

Historia szesnastolatka zakończyła się dobrze. Wiele  innych rozmów również miało pomyślny finał.

 

 Pączka Benedykt ofmcap, Kruszyński Stanisław, Kraków 4-08-2017.jpg

Założyciel Pogotowia Duchowego o.  Benedykt Pączka  (z lewej) i diakon Stanisław Kruszyński.

 

Dzwonię do księdza w trudnej sprawie…

Sprawy, z którymi dzwonią ludzie są bardzo różne. Często po telefon sięgają osoby w depresji i kryzysie. Niektóre znajdują się w bardzo trudnych sytuacjach: bywają to ofiary gwałtów lub sekt. Dzwonią głównie ludzie świeccy, choć - i to może być zaskoczeniem - zdarzają się również osoby duchowne - księża i siostry zakonne.

Posługę w Pogotowiu Duchowym sprawują księża, diakon i siostry zakonne; współpracują oni również ze specjalistami np. psychologami lub lekarzami.

Gdy czytałam o PD, przychodziło do głowy mi wiele pytań, np. takie: Czego tak naprawdę oczekują osoby dzwoniące?  Czy pragną konkretnej pomocy czy tylko rozmowy? Czy księża potrafią im pomóc? I wreszcie, czy posługa w Pogotowiu Duchowym wpłynęła na księży odbierających telefony? Czy zmieniła ich patrzenie na ludzi? A może wywarła wpływ na ich wiarę i  postrzeganie duszpasterstwa?

Postanowiłam zadać te pytania dwóm osobom, które od kilku lat posługują w PD. Zadzwoniłam do Szwecji i Holandii, bo doświadczenia osób pracujących za granicą wydały mi się szczególnie interesujące.

 

Rozmowa nr 1: Szwecja

„Zdarzają się rozmowy z krajów skandynawskich. Raz nawet odbyłem dość ciekawą rozmowę z pracownikiem platformy wydobywczej gdzieś na Morzu Północnym. Widzę też, że pracując na obczyźnie rozumie się lepiej problemy naszych rodaków, którzy również są poza granicami Polski’. 

 

 Młotkowski Witold, Szwecja.jpg

O. Witold Mlotkowski jest franciszkaninem, który od kilku lat pracuje w Szwecji. Prowadzi wspólnotę młodzieży w swojej parafii, odwiedza chorych. W wolnym czasie gra na gitarze. Mieszka w Västerås.

 

– Ile osób duchownych i diakonów posługuje obecnie w Pogotowiu Duchowym?

– Jest nas 20 posługujących, z tego 17 kapłanów, jeden diakon i dwie siostry zakonne. Pracujemy nie tylko w Polsce, są księża z różnych krajów Europy, a także z Ameryki i Japonii.

 

– Jaka jest główna idea i cel PD?

– Pogotowie Duchowe to dzieło kapłanów chcących być dla ludzi, dla tych, którzy potrzebują pomocy.  Bycie kapłanem to nie tylko praca parafialna, ale także otwarcie się na każdego człowieka, najbardziej na tego potrzebującego. Pomagamy nie tylko poprzez rozmowy telefoniczne, ale można również do nas napisać mejla. Ludzie również poprzez smsy proszą o modlitwę. 

 

– Czy księża posługujący w PD przeszli jakieś przeszkolenie?

– Nie, nie przechodzimy jakiegoś szczególnego szkolenia. Mamy grupę, w której komunikujemy się przez media społecznościowe, gdy chcemy się poradzić w trudniejszej sytuacji. Każdy z nas na swój prywatny, osobisty sposób próbuje się doszkalać. Raz do roku spotykamy się w Polsce na kilka dni, by się lepiej poznać oraz porozmawiać o radościach i trudnościach. 

 

– Ile osób dzwoni w czasie dyżuru? W jakim są wieku? Czy są to tylko Polacy mieszkający w Szwecji?

– Z dyżurami jest różnie. Czasem odbieram telefon za telefonem, czasem jest pusto i głucho przez cały dzień. Dzwoniący są w różnym wieku, od uczniów szkół po emerytów. Ze Szwecji nie miałem zbyt dużo telefonów, najczęściej jest to Polska, Anglia i Niemcy. 

 

– Jakie tematy się pojawiają podczas tych rozmów?  Czego potrzebują ludzie, którzy dzwonią?

– Niestety, często zdarzają się po prostu tak zwane głupie telefony od młodzieży, która chce się pośmiać i poobrażać mnie za to, że jestem kapłanem... Często zdarzają się również rozmowy od ludzi po alkoholu albo ludzi z problemami psychicznymi.  Ludzie dzwoniący nie zawsze chcą pomocy, a ja nie zawsze jestem w stanie pomóc im na odległość, najczęściej dzwonią osoby, które szukają możliwości „wygadania się”.

Bardzo często są poruszane problemy natury duchowej, problemy z modlitwą, sprawy rodzinne, ludzie chcą się wyspowiadać przez telefon, bo wstydzą się iść do kapłana. Jakiś czas temu miałem rozmowę z Hiszpanii z młodym człowiekiem, który na nowo się nawrócił i przez kilka dni, telefonicznie, przygotowywaliśmy się do spowiedzi, którą odbył potem w Madrycie. 

 

– Czy księża spotykają się również ze swymi rozmówcami?

– Nie wiem, jak to wygląda u innych, ja jeszcze nie miałem takiej okazji. 

 

– Czy problemy Polaków, którzy przebywają poza granicami Polski są inne niż tych, którzy mieszkają w kraju?

– Nie, myślę, że problemy są wszędzie te same. Może trochę więcej rozmów spoza Polski jest odnośnie utraty wiary, niemożliwości spowiedzi, problemów z pracą i miłością.

 

– Czy widzi ojciec sens dyżuru kapłana poza granicami Polski?

– Tak, bo zdarzają się rozmowy z krajów skandynawskich, szczególnie z Islandii miałem kilka oraz z północnych krańców Norwegii i Szwecji. Raz nawet odbyłem dość ciekawą rozmowę z pracownikiem platformy wydobywczej gdzieś na Morzu Północnym. Widzę też, że pracując na obczyźnie rozumie się lepiej problemy naszych rodaków, którzy również są poza granicami Polski. 

 

– W jaki sposób są rekrutowane osoby do posługi w PD?

– Nie ma jakieś konkretnej agitacji. Ukazały się różne artykuły na temat naszej pracy, jesteśmy obecni w mediach społecznościowych. Ja ze swej strony opowiadam przy różnych okazjach o Pogotowiu Duchowym. 

 

– Czy potrzebne było uruchomienie dyżurów w innych krajach?

– Bez względu na kraj, im więcej jest kapłanów gotowych do pomocy tym lepiej! Każdy jest mile widziany! Naprawdę zachęcam!

 

– Co dało ojcu doświadczenie pracy w PD? Czy wpłynęło na wiarę, sposób patrzenia na świat, stosunek do ludzi?

– Na pewno otworzyło mi oczy, że jest wiele do robienia i omadlania. Poznałem ludzi, którzy próbują nie stracić wiary w dzisiejszym świecie i chcą naprawdę żyć po Bożemu, chcą być świętymi. Niestety spotkałem się również i z tymi złymi stronami mocy, ale widzę też działanie Boże, gdy ludzie dzwonią po kilku dniach dziękują za modlitwę lub pomoc. 

 

Rozmowa nr 2: Holandia

„W parafii rozmawiam z tymi, których znam, witamy się, rozmawiamy o pogodzie i tak dalej. Ale to nie jest duszpasterstwo. To jest takie, można powiedzieć, spotkanie znajomych. Natomiast w Pogotowiu Duchowym, to jest prawdziwe duszpasterstwo, tutaj ludzie dzwonią, nie po to, aby porozmawiać o pogodzie, tylko o swoich najgłębszych problemach. Uważam, że dzisiaj Kościół nie może rezygnować z tej formy duszpasterstwa”.

 

Kruszyński Stanisław, Cura Migratorum 2004.bmp

Stanisław Kruszyński jest diakonem, który posługuje w Holandii. Ma duże doświadczenie zawodowe i życiowe. W latach 70 i 80.  był związany z opozycją demokratyczną. Za tę działalność spotkały go konsekwencje m.in. w postaci utraty pracy i internowania.  W Holandii działał i działa aktywnie w życiu miejscowej społeczności i Polonii holenderskiej.  W roku 2003 został wyświęcony na diakona i   mianowany krajowym koordynatorem duszpasterstwa migrantów w Holandii oraz członkiem International Catholic Migration Commission w Genewie. Przyczynił się do erygowania dwóch polskich parafii w Holandii. Jako wolontariusz pracował w duszpasterstwie więziennym oraz w duszpasterstwie Romów. Obecnie asystuje w kościele polskim w Arnhem i pomaga w parafii holenderskiej. Pracuje również jako tłumacz przysięgły i udziela bezpłatnie porad prawnych Polakom w Holandii. W PD pełni nie tylko dyżur telefoniczny, ale odpowiada również na maile.

 

– Jak długo jest pan związany z Pogotowiem Duchowym?

– Od pięciu lat.

 

– Jak to się stało, że trafił pan do PD?

– Przeczytałem gdzieś, że istnieje Pogotowie Duchowe. Zgłosiłem się i zapytałem, czy mogę w czymś pomóc? Zostałem przyjęty od razu, i tak zostało do dzisiaj. 

 

– Kto dzwoni do Pogotowia Duchowego? Czy są to głównie osoby z Polski czy z Holandii?

– Zdarzają się również osoby z Holandii, ale nie ma ich dużo. Dzwonią ludzie w różnym wieku: dzieci powyżej dziesięciu lat, ludzie starzy. Reprezentują wszystkie grupy wiekowe i zawodowe. Zdarzają się również księża i siostry zakonne. Odbieram również e-maile.

 

– Z jakimi sprawy zwracają się ludzie?

– Najwięcej jest osób mających problemy z wiarą. Druga grupa to ci, którzy mają problemy ze zdrowiem psychicznym.

 

– Przypuszczam, że rozmowa z osobami z tej drugiej grupy jest trudna. Jak pan sobie z tym radzi?

– Choć wydaje się, że są to osoby, które stoją na granicy życia i śmierci, bo mówią o samobójstwie, to przeważnie są to ludzie, którzy chcą zainteresować kogoś swoim problemem. Sięgają po telefon, bo są samotni i mają potrzebę kontaktu z drugim człowiekiem. Gdyby np. w zwyczajny sposób powiedziały kapłanowi, że potrzebują kontaktu z drugim człowiekiem, to usłyszałyby „No to proszę szukać jakiegoś kontaktu” i na tym rozmowa mogłaby się zakończyć. I dlatego, aby zostać wysłuchane, muszą eskalować sytuację, przesadzać i mówić, że myślą o śmierci.

 

– Czy dokształcał się pan w dziedzinie psychologii?

– Tak, odbyłem kursy duszpasterskie w szpitalu psychiatrycznym. Miałem wiele rozmów z lekarzami- psychiatrami na temat tego jak rozmawiać z takimi ludźmi. Mam więc obraz chorób, wiem jakie mają objawy.

 

– Czy przy tej okazji miał pan również kontakt z Polakami, którzy trafili do holenderskich psychiatrów?

– Zetknąłem się tu z problemem Polaków leczących się na schizofrenię. Przyjeżdżają tu do pracy, a w trakcie pobytu kończą im się leki. Jeśli pacjent nie przyjmuje leków przez kilka miesięcy, to schizofrenia powraca. Znam przypadki, gdy osoby popełniły morderstwa w trakcie nawrotu choroby. W takich przypadkach często zostają oni uznani za niepoczytalnych i są kierowani na przymusowe leczenie. Po pięciu latach pobytu w szpitali psychiatrycznym ocenia się czy nie stanowią zagrożenia. Ponieważ są leczeni i przyjmują leki ich stan jest zadowalający i są wypuszczani na wolność. Niestety po pewnym czasie historia się powtarza. Wielu pacjentów z Polski nie wie o tym, że jeśli są ubezpieczeniu w Holandii, mogą i powinni się tu leczyć.

 

– Potrafi pan odróżnić, osobę, która dzwoni, bo jest samotna i pragnie porozmawiać z kimś, od kogoś kto jest chory psychicznie?

– Mam do czynienia z ludźmi w stanach psychotycznych, dlatego rozróżniam czy dzwoniący człowiek jest w takim stanie, czy tylko chce ściągnąć uwagę na swoje problemy, na swoją samotność. Mam stały kontakty z lekarzami, psychologami i terapeutami. Jednak prawda jest taka, że psycholodzy nie mają czasu, są obłożeni na wiele miesięcy do przodu.  W Amsterdamie jest ośrodek, zakład opieki zdrowotnej w języku polskim i tam pracuje dziesięciu psychologów i psychiatrów. Czas oczekiwania na pierwszą wizytę w tym ośrodku wynosi pół roku. Tak więc jest to nierealna pomoc, bo przecież osoba chora potrzebuje pomocy natychmiast.  I biorąc to wszystko pod uwagę, można zrozumieć, dlaczego tak wiele osób w stanach psychotycznych dzwoni do PD. Wielu księży odeszło jednak z PD, bo nie radzili sobie z tymi psychiatrycznymi skargami. Ludzie dzwonili często nocą i wymuszali słuchanie, często całonocne. Księża bardzo przeżywali te rozmowy, byli wykończeni. I dlatego znieśliśmy dyżury całonocne. Ludzie traktowali to jako zastępczą opiekę zdrowotną. Ale mamy w tej chwili również księdza-psychologa, do którego odsyłamy cięższe wypadki.

 

– Czy do PD dzwonią również osoby, które przekazują intencje modlitewne w potrzebach własnych i rodziny?

– Tak, oprócz rozmów telefonicznych Pogotowiu przekazywane są intencje modlitewne. Część intencji jest sformułowana w duchu i języku dalekim od wiary lub wręcz przeciwnym chrześcijaństwu, gdyż zawierają przekleństwa lub oskarżenia rodziny i znajomych łącznie z nazwiskami i adresami, więc muszą być moderowane przed przesłaniem wspólnocie sióstr do omodlenia. Niektóre intencje przypominają łańcuszki św. Antoniego i całostronicowe opisy stanów duchowych i psychicznych, kontaktów z magią i okultyzmem. Inne intencje zawierają opisy chorób chronicznych lub nagłych wypadków, leczenia na oddziale intensywnej opieki medycznej, operacji lub śmierci. Wiele intencji dotyczy niewiary, rzekomych opętań przez diabła lub cyrografów z diabłem. Wiele odnosi się niestety do związków niesakramentalnych, aborcji, przemocy domowej, zdrad (przed)małżeńskich, rozwodów, seksoholizmu, uzależnienia alkoholowego lub narkotycznego, nerwic lękowych, depresji, incydentów psychotycznych, myśli, prób i aktów samobójczych, niebotycznych długów, samotności i bezdomności. Oznacza to, że bardzo wiele pytań czy problemów nie jest kapłanom zgłaszanych telefonicznie, lecz jest adresowanych do sióstr zakonnych w formie bezpośredniej modlitwy do Boga lub do NMP lub też w formie prośby o modlitwę. Dziwi mnie bardzo, że żadnego z licznych wydziałów teologicznych uniwersytetów nie interesuje naukowa analiza intencji modlitewnych zgłaszanych do Pogotowia, ale także do klasztorów kontemplacyjnych oraz licznych sanktuariów. Uważam, że to właśnie intencje modlitewne są najbardziej czułym barometrem religijności, zarówno w Polsce jak i pod każdą szerokością geograficzną na świecie. To wymaga przestudiowania, bo to jest wyraz życia duchowego. Te rzeczy są według mnie najistotniejsze. Ten człowiek wypowiada się faktycznie, tak jak chce wzruszyć Pana Boga itd. To jest skarbiec życia duchowego Polaków. Np. mnóstwo ludzi modli się za chorych, ale nikt nie korzysta z sakramentu namaszczenia chorych.

 

– Co pana pchnęło do tej trudnej posługi?

– Regularne duszpasterstwo jest niewydolne.

 

– Dlaczego?

– Bo oni obsługują tych regularnych, tych którzy żyją z Kościołem za pan brat. Ale taki człowiek, który nie ma od wielu lat kontaktu z Kościołem, nawet nie wie, jak się odezwać do księdza, o czym mówić. Między takim człowiekiem a Kościołem istnieje już za duża bariera. I dlatego, to, co robimy, to duszpasterstwo uzupełniające. W dobie internetu nie można z tego rezygnować. W Niemczech działa duszpasterstwo dworcowe i autostradowe skierowane do bezdomnych lub tych, którzy np. po kłótni w domu wsiadają w samochód i jeżdżą przez wiele godzin, aby się uspokoić.  I takie duszpasterstwo jest potrzebne, skoro kryzysowe sytuacje wypychają ludzi na ulice.

 

– Co dało panu doświadczenie pracy w PD? Czy wpłynęło na wiarę, sposób patrzenia na świat, stosunek do ludzi?

– Pokazało mi realnego człowieka.

 

– A jaki jest ten realny człowiek?

– Jest on pozbawiony tego standardowego „niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”, czołobitności przed księdzem. Rozmowy toczą się najczęściej na poziomie partnera. Niektórzy piszą e-maile, które przyjmą wszystko. Często opisują swoje grzechy w detalach, mimo, że nie wiedzą, kto to przeczyta, wysyłają e-maile na ślepo.

Moje widzenie się zmieniło, stało się o wiele bardziej realne. W parafii rozmawiam z tymi, których znam, witamy się, rozmawiamy o pogodzie i tak dalej. Ale to nie jest duszpasterstwo. To jest takie, można powiedzieć, spotkanie znajomych. Natomiast w Pogotowiu Duchowym, to jest prawdziwe duszpasterstwo, tutaj ludzie dzwonią, nie po to, aby porozmawiać o pogodzie, tylko o swoich najgłębszych problemach. Często są to problemy codzienne, które zdarzają się we wszystkich rodzinach, w rodzinie każdego z nas. Uważam, że dzisiaj Kościół nie może rezygnować z tej formy duszpasterstwa.

 

– Czy jest jakaś rozmowa, która pan pamięta lepiej od innych? Sytuacja, w której udało się panu komuś pomóc?

– To są często prozaiczne rzeczy. O piątej rano zadzwonił emerytowany oficer ze Szczecina i mówi: „Ja tu stoję na balkonie i wyszedłem zapalić, moja żona śpi i  muszę pogadać z jakimś księdzem, bo zmienili mi proboszcza na parafii. Nowy proboszcz patrzy na mnie bykiem, a ja miałem dobrego tego starego proboszcza i lubiłem z nim rozmawiać, a teraz nie ma z kim pogadać”. Zapytałem o czym chciałby porozmawiać. „O życiu chciałbym pogadać” odpowiedział. Opowiadał trochę o tym jak było w wojsku, o rodzinie, Kościele i o wierze. I tak dwie godziny rozmawialiśmy i on się wygadał. I na koniec mówi: „Ja mam do Kościoła wiele pretensji, ale widzę, że Kościół ma też ludzi, którzy potrafią wysłuchać. Tak więc muszę być trochę mniej krytyczny w stosunku do Kościoła”.  To są prozaiczne, ale ważne rozmowy.

 

  

 

 „My mamy być dostępni dla wiernych, jak gdyby być ciągle w gotowości na to, aby przyjąć każdego grzesznika, bądź interesanta. To nie jest tak, że wierny ma czekać na kapłana, to nie jest tak, że wierny ma czekać na dyżur w kancelarii, bo od 16 do 17 są tylko godziny przyjęcia. Bzdura. To nie jest Ewangelia. Ewangelia nakazuje nam sługom być dostępnymi non stop, obojętnie czy jest dzień czy noc. I w Pogotowiu Duchowym realizujemy ten piękny ideał i możemy naśladować Boga Ojca, który oczekuje na progu. Gdy zobaczy kogokolwiek, kto się zbliża do niego, to się raduje i pomaga”. Ks. Michał Misiak

 

Pogotowie Duchowe ma swoją stronę internetową , gdzie można znaleźć potrzebne informacje. Na stronie internetowej znajdują się numery aktualnie dyżurujących księży.

 

Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało…

Pogotowie Duchowe ciągle szuka nowych kapłanów i ludzi świeckich, którzy mogliby wesprzeć to dzieło. Może w Norwegii znajdzie się ktoś, kto zechce zostać lekarzem ducha? Osoby, pragnące odpowiedzieć na to wezwanie, mogą się skontaktować poprzez stronę internetową PD.