Nowe spojrzenie na odzyskanie Niepodległości. Książka Jochena Böhlera

Bohler_Wojna-domowa_3D 2.jpg

 

 

100-lecie odzyskania Niepodległości to okazja do świętowania i manifestowania swojej polskości.  Jednak, gdy wybrzmią jubileuszowe koncerty a biało-czerwone barwy nie będą już na pierwszym planie, warto poświęcić trochę czasu na refleksję. Jesień i zima 2018 może być znakomitą okazją do przeczytania książek o naszej drodze do wolności.  Czy na pewno wszystko wiemy na ten temat? Nowe badania historyków odkrywają nieznane fakty i pokazują interesujące aspekty walki o wolną Polskę.

 

31 października ukazała się najnowsza książka Jochena Böhlera - Wojna domowa.  Jest to zupełnie nowe spojrzenie na odzyskanie niepodległości. Autor bestsellerowego Najazdu 1939. Niemcy przeciw Polsce patrzy na odrodzenie Polski z szerszej perspektywy i opisuje pierwsze lata II Rzeczypospolitej w sposób, w jaki nikt przed nim tego nie zrobił. W Wojnie domowej Böhler udowadnia, że wszystkie wydarzenia tego czasu były elementami jednej wielkiej wojny domowej, która stworzyła Polskę i Polaków.

 

Poniżej publikujemy fragment książki.

Odtworzenie narodu i państwa polskiego

Gdy wybuchła pierwsza wojna światowa, Polska nie istniała jako państwo. U schyłku XVIII wieku osłabiona Rzeczypospolita Obojga Narodów - połączone unią Polska i Litwa, „największy kraj nowożytnej Europy” - została zagarnięta przez potężnych sąsiadów, Rosję,  Austrię i Prusy, w rezultacie jednego z największych zaborów w dziejach nowożytnych. Rozbiory były ostatnim rozdziałem stuletniej nieprzyjaznej polityki prowadzonej przez Imperium Rosyjskie w celu osłabienia sąsiadującej z nim arystokratycznej Rzeczypospolitej, postrzeganej jako „odwieczny wróg”. Każde z trzech mocarstw zaanektowało część terenów dawnej Polski, poddając ludność (z wyjątkiem oczywiście rosyjsko- i niemieckojęzycznej mniejszości zamieszkałych w „swoich” zaborach) obcej władzy. Największy łup, mniej więcej 60 proc. dawnej Polski (ok. 464 tys. kilometrów kwadratowych od Bałtyku niemal do Morza Czarnego), przypadł Imperium Rosyjskiemu jako jego ziemie zachodnie (Zapadnyj Kraj), przez Polaków bez ogródek nazywane „ziemiami zabranymi”. W okresie wojen napoleońskich ustanowiono kruche Księstwo Warszawskie (1807–1815) i wprowadzono Code civil, który obowiązywał do 1915 roku. Decyzją kongresu wiedeńskiego, który po upadku Napoleona wytyczył nowe granice w Europie Środkowo-Wschodniej, pojawiły się trzy nowe byty terytorialne niebędące oficjalnie częściami państwa pruskiego, rosyjskiego ani austriackiego, mające przez pewien okres formę polskiej państwowości. Przynajmniej w części autonomiczne Królestwo Polskie bardzo szybko przeistoczyło się w państewko marionetkowe, z łaski cara poddane rosyjskiej władzy. Po roku 1863, kiedy zdławiono ostatnie z nieudanych polskich powstań, administracja rosyjska usunęła wszelkie ślady polskości z oficjalnego nazewnictwa, odtąd określając ten twór Krajem Nadwiślańskim (Priwislinskij kraj). Kraków, w 1815 roku mianowany Wolnym Miastem, został już w 1846 roku przyłączony do Austrii, a mniej więcej w tym samym czasie powstało, po czym zostało zlikwidowane przez Prusaków, Wielkie Księstwo Poznańskie. Tak oto w połowie stulecia wymazano wszelkie pozory istnienia niezależnych polskich bytów politycznych.

Rosja przejęła ponad 80 proc. dawnych ziem Rzeczypospolitej Obojga Narodów (w tym Kraj Nadwiślański), Austria trochę ponad 10 proc., a Prusy nieco mniej niż 10 proc. dawnych terytoriów (zob. mapa 1). Podobnie jak nazwanie Austrii „więzieniem narodów” wydaje się przesadne, tak samo wypada uczciwie powiedzieć, że rządy Rosjan w Kraju Nadwiślańskim były surowe, ale nie do końca despotyczne. Choć etniczni Polacy - stanowiący około trzech czwartych populacji wynoszącej blisko 9,5 mln mieszkańców - nie służyli w wyższej administracji, to wysłannicy cara, nie mając większego wyboru, musieli starać się tak czy inaczej współpracować z miejscowymi elitami. Głównymi instrumentami tłumienia narodowego ducha Polaków i krzewienia ducha rosyjskiego były cenzura i proprawosławna polityka religijna, jednak nie wykorzystywano ich w celu jawnego realizowania strategii twardej rusyfikacji. W 1913 roku etniczni Rosjanie stanowili zaledwie ponad 1 proc. populacji. Dalej na wschodzie Sankt Petersburg wybrał inną drogę. Rosyjskie ziemie zachodnie były olbrzymim tyglem różnych narodowości. Na tym obszarze etniczni Polacy stanowili tylko około 6 proc. ludności, co można porównać z takimi grupami jak Białorusini (prawie jedna trzecia populacji, choć bez spójnego poczucia tożsamości narodowej), Litwini (prawie jedna czwarta), Łotysze (15 proc.), Ukraińcy (4 proc.), Rosjanie (nieco ponad 3 proc.) i Niemcy (niespełna 3 proc.). Etniczni Żydzi - którym pozwolono mieszkać wyłącznie na obszarze zwanym „strefą osiedlenia”, obejmującym z grubsza byłe tereny polskie - stanowili 5 proc. populacji, ale często tworzyli spore skupiska w większych miastach (podobnie jak Polacy w północnych guberniach Wilna i Kowna, podczas gdy elity wiejskie zdominowane były przez polskie ziemiaństwo, władające rzeszą niepolskich chłopów).

Po roku 1863 „zachodnie pogranicze było postrzegane przez carską biurokrację jako obszar najbardziej zażartej walki między rosyjskością a polskością”. W natychmiastowej reakcji na polskie powstanie - oraz po to, aby zneutralizować wpływy polskiej (katolickiej) szlachty, zwłaszcza na południowo-zachodnich rubieżach - władze rosyjskie usiłowały wzmocnić ideę trójjedynego, wszechrosyjskiego (prawosławnego) narodu, złożonego z Białorusinów, Ukraińców i Rosjan, dziesięciokrotnie pomnażając udział „Rosjan” w populacji. W sumie jednak rosyjska polityka narodowościowa na zachodnich rubieżach imperium od połowy XIX wieku aż do wybuchu pierwszej wojny światowej była lawirowaniem między maksymalnymi zyskami w postaci strzeżenia rosyjskich interesów narodowych a minimalnymi stratami w postaci koniecznych ustępstw na rzecz innych narodów w granicach imperium, zwłaszcza Polaków. Nie była więc ani tolerancyjna, ani tyrańska, lecz raczej pragmatyczna i w porównaniu z pruską polityką narodowościową dość umiarkowana.

Tymczasem w zaborze pruskim - na odwiecznym obszarze kontaktów polsko-niemieckich - od początku doświadczano germanizacji, która nasiliła się wraz z powstaniem Cesarstwa Niemieckiego w 1871 roku. Polityka państwowa dążyła do wyizolowania lub asymilacji etnicznych Polaków, z których jeden przypadał na trzech mieszkańców miast, a trzech na pięciu mieszkańców wsi w populacji wynoszącej ogółem prawie 4 mln ludzi, niemającej - z wyjątkiem 1 proc. Żydów - właściwie żadnej innej mniejszości etnicznej. Działania dyskryminacyjne przynosiły efekt odwrotny od zamierzonego, wzmacniając polską tożsamość narodową do tego stopnia, że stała się najsilniejsza ze wszystkich trzech zaborów. Niemniej jednak porównywalnie wyższy standard życia i instytucjonalne organizowanie się w kluby, oficyny wydawnicze i związki pracownicze według modelu niemieckiego wyróżniały Polaków mieszkających w granicach Prus pod względem materialnym i zarazem dystansowały mentalnie od rodaków w zaborze austriackim i rosyjskim.

Wieloetniczna prowincja Galicji, a więc część łupu, która przypadła Austriakom, otrzymała autonomię w 1868 roku i odtąd była rządzona przez polską arystokrację lojalną wobec cesarza, z polskim jako językiem urzędowym. Taktownie nie dostrzegano aspiracji innej, równie licznej mniejszości, a więc Ukraińców, oraz dziesięcioprocentowej mniejszości żydowskiej w populacji wynoszącej łącznie ponad 7 mln mieszkańców. W ten sposób Galicja stała się wylęgarnią polskich ruchów narodowościowych i zarazem obszarem konfliktów polsko-ukraińskich, świadomie podsycanych przez Wiedeń, stosujący politykę divide et impera. Bastion polskiego nacjonalizmu u granic imperium irytował carskich dowódców wojskowych do tego stopnia, że otwarcie rozmyślali o przyłączeniu Rusi Zakarpackiej - części Galicji zamieszkanej głównie przez etnicznych Ukraińców - do Rosji.

„Byłe państwo polskie upadło w wyniku trzech rozbiorów - zauważył oficer sztabu generalnego Nikołaj Obruczew w 1885 roku - ale naród polski nie umarł […]. Nie udało nam się jeszcze złamać ducha polskiego ani w Wilnie, ani w Kijowie […]. Galicja jest dziś pomniejszonym obrazem dawnej Polski z jej panami i Żydami rozporządzającymi się rosyjskim [ukraińskim] narodem jak bydłem”. Jednak w wyniku ostatnich badań ten czarny obraz stał się bardziej zniuansowany. W 1914 roku Polacy i Ukraińcy zawarli swoisty kompromis w postaci nowego prawa wyborczego. Jeszcze ważniejsze jest to, że stosowane rozróżnienia etniczne były raczej skutkiem ubocznym tej inicjatywy, której cel stanowiło przede wszystkim „zachowanie i rozszerzenie zarówno narodowego, jak i społecznego status quo”. Dowodziło to, że Galicja nie była zapomnianym przez Boga zakątkiem z dala od nowoczesności - przynajmniej do chwili, gdy przetoczyła się tamtędy wyniszczająca pierwsza wojna światowa.

Państwo polskie, odrodzone w formie II Rzeczypospolitej w listopadzie 1918 roku, postrzegane było z perspektywy czasu - nie tylko przez zagorzałych nacjonalistów - jako owoc niezłomnego ducha polskości, który przetrwał najciemniejszy okres zaborów i zniewolenia. W rzeczywistości jednak wizjonerzy niezawisłego państwa polskiego na przełomie XIX i XX wieku stanęli w obliczu dużych problemów. Od 14 do 15 mln ludzi, którzy mówili po polsku i uważali się lub byli uważani za Polaków, żyło pod panowaniem jednego z trzech niepolskich władców. Trudno stwierdzić, ilu z nich pozostawało wiernymi poddanymi tych monarchów, zwłaszcza że za swojego życia nie zaznali żadnej formy polskiej niezawisłości zasługującej na to miano. Zabory były podzielone nie tylko geograficznie, wchodząc w skład państw oddzielonych granicami, ale także kulturowo w wyniku ponadstuletniej odrębności, co powodowało ogromne dysproporcje. Różniły się poziomem modernizacji, analfabetyzmu i wolności słowa”.

(Wybrany fragment pochodzi z Rozdział pierwszego: Narody, państwa i wojna domowa w powojennej  Europie Środkowej)

 

Jochen Böhler, Wojna domowa. Nowe spojrzenie na Odrodzenie Polski, przekład Robert Sudół, Znak Horyzont, Kraków 2018