Nad Bożym Słowem. IV Niedziela Postu

Tekst: ks. Marcin Zych (St. Paul kirke, Bergen)

 

Czwarta niedziela Wielkiego Postu ma szczególny charakter. W liturgii jest ona nazwana Laetare, czyli niedzielą Radości. To jedna z dwóch niedziel w ciągu całego roku, kiedy liturgia może być sprawowana w szatach koloru różowego. Często słyszymy, że coś jest szczególne i może nieraz zastanawiamy się na czym ta „szczególność” polega? Słowo szczególny, kojarzy nam się z czymś niepowtarzalnym i wyjątkowym, z czymś, co nie dzieje się każdego dnia. Oczywiście można by się tutaj rozpisywać o tym, ale czyż nie jest tak, że każdy dzień naszego życia, jest szczególny, wyjątkowy? Ktoś powie: w moim życiu nic takiego się nie dzieje. Czy rzeczywiście? Kolejne dni naszego życia to nie powtarzany jak odbicie przez kalkę obraz. To droga, a pokonując drogę obraz się zmienia, a więc przynosi nowość.

Druga kwestia to stwierdzenie, że to niedziela radości. Zaraz ktoś powie sobie: to jak to jest Wielki Post, mam rozważać Mękę i Śmierć Chrystusa i mam się cieszyć? Patrzyć na Krzyż z radością? Czy to nie przewrotność? Żeby zrozumieć, że to nie jest żadna pomyłka, ani nadużycie rozważmy dwie kwestie. Pierwsza to słowa, które słyszeliśmy w Kościele w Środę Popielcową: „Kiedy pościcie, nie bądźcie posępni jak obłudnicy. Przybierają oni wygląd ponury, aby pokazać ludziom, że poszczą”. Czasem chcielibyśmy, żeby czas postu był właśnie taki, jak przytoczone słowa, żeby wszyscy widzieli, jak ja bardzo się umartwiam. Czy to jednak będzie prawdziwy post. Przecież sam Jezus mówił nam: „Czyż nie jest raczej ten post, który wybieram: Rozerwać kajdany zła, rozwiązać więzy niewoli, wypuścić wolno uciśnionych i wszelkie jarzmo połamać? Dzielić swój chleb z głodnym, wprowadzić w dom biednych tułaczy, nagiego, którego ujrzysz, przyodziać i nie odwrócić się od współziomków?”.

Dlaczego zatem radość? Ponieważ jako chrześcijanie wiemy już jaki jest koniec tego czasu: Pascha, czyli przejście. Jak napisze św. Paweł: „Ku wolności wyswobodził nas Chrystus”. A zatem nasza radość wynika ze zbliżającego się naszego wyzwolenia. To się dokona na nowo. Wielkanoc to nie przywołanie tylko jakiegoś wydarzenia, które kiedyś miało miejsce, ale przejście razem z Chrystusem ze śmierci do życia. Z niewoli do wolności. Dlatego zauważmy, że Kościół modli się dzisiaj słowami: „spraw, aby lud chrześcijański z żywą wiarą i szczerym oddaniem spieszył ku nadchodzącym świętom wielkanocnym”. Mamy spieszyć, a nie się zastanawiać, mówić: jeszcze jest czas. Wiem, że zbliża się wyzwolenie, więc spieszę i chcę, aby ten czas już nadszedł. Już chcę być wolny i to napełnia mnie radością.

W tym kontekście pochylmy się nad Słowem danym nam w tę niedzielę. W pierwszym czytaniu mamy piękny opis paschy, którą Naród Wybrany spożywał z owoców kraju Kanaan, czyli z tej ziemi, którą mieli otrzymać jako wolni. Jeszcze są w drodze, ale Pan daje im już posmakować czym jest prawdziwa wolność. Tak, jak i nas Kościół zaprasza dzisiaj do radości, chociaż przed nami jeszcze kawałek wielkopostnej drogi.

W drugim czytaniu słyszymy natomiast kolejny raz wezwanie: „W imię Chrystusa prosimy: pojednajcie się z Bogiem!”. Paweł nie mówi od siebie ”ja proszę, pojednajcie się z Bogiem”, ale mówi: w imię Chrystusa. To tak jakby chciał powiedzieć: „człowieku sam Chrystus prosi cię o to, abyś pojednał się z Bogiem”. Abyś nie odwracał się od Niego, ale wyciągnął do Niego swoje ręce. Dobrze przecież wiemy, że święta mają sens wtedy, kiedy spotkamy się z Bogiem. Same potrawy i dekoracje, chociaż potrzebne, nie wystarczą, aby dobrze przeżyć ten czas. Może to już czas zaplanować sakrament pokuty i pojednania. Nie na zasadzie „jak mi się uda to pójdę”, ale ponieważ sam Chrystus wzywa mnie do pojednania, a ja chcę wypełnić to wołanie.

Ewangelia natomiast to dobrze nam znana przypowieść: o synu Marnotrawnym. Chociaż czasem warto ten sam fragment odczytać jako obraz opisujący Miłość Ojca i tym samym spojrzeć na niego właśnie oczami Ojca.

Syn opuszcza ojca na własne życzenie: Ojcze, daj mi część własności, która na mnie przypada”. Podzielił więc majątek między nich. Niedługo potem młodszy syn, zabrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony i tam roztrwonił swoją własność, żyjąc rozrzutnie. Chciałoby się powiedzieć, że zaczął życie na własną rękę, ale niestety mówiąc delikatnie było to życie niezbyt rozsądne. Słuchając tego fragmentu Ewangelii wiemy, że dojdzie aż do koryta świń. Zauważmy jednak, że Ojciec, choć pewnie z bólem, ale szanuje ten wybór. Jedno co zachwyca to fakt, że Ojciec nie przestał kochać. Ciągle czekał z nadzieją, że przyjdzie czas, że syn wróci. Słuchamy dzisiaj, że tak się stało.

W oparciu o tę Ewangelię można by wygłosić całe rekolekcje. Mówić niemal o każdym jej słowie czy zdaniu. Warto żebyśmy ten tekst spróbowali przemedytować w swoim sercu. Być może nasze życie jest bardzo podobne, do tego, co opisuje Ewangelia. Może ktoś boi się wrócić do Ojca. Boi się przyznać do porażki, to przecież dzisiaj zupełnie nie przystaje do rzeczywistości. Wielkość przecież to sukces, kariera, sława. Może przychodzi właśnie teraz ten czas by zastanowić się i powiedzieć: „Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: „Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Niebu i względem ciebie…”. Stanąć przed sobą samym w takiej prawdzie, bez udawania i maski, to pierwszy i najważniejszy krok, by dokonać przemiany życia.

Bardzo porusza mnie to, co czytamy dosłownie dwa wersety dalej: „A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go”. Spróbujmy sobie wyobrazić tę scenę. Ojciec wybiega i rzuca się na szyję syna, który kiedyś powiedział mu, że dla niego jest umarły. Bo przecież majątek dzielono najczęściej po śmierci, a nie za życia. Dla Ojca ważnym staje się jedno - mój syn wrócił. Był martwy a ożył. Zaginął a odnalazł się. To słowo dla nas, abyśmy nie bali się spotkania z Ojcem.

Pewnie wielu zna ten tekst oazowej piosenki, ale myślę, że to piękny komentarz do Słowa, które dzisiaj Pan nam daje.

 

 

Pustą samotną drogą

z sercem ciężkim od win

i ze spuszczoną głową

szedł marnotrawny syn

 

Wróć synu wróć z daleka

wróć synu wróć ojciec czeka

 

I wychodzi na drogę i wygląda

stęskniony czy nie wracasz do domu

tyle razy odchodzisz i powracasz skruszony

a on zawsze dla ciebie ma otwarte ramiona

 

Roztrwoniłeś swą miłość z pustym sercem

powracasz a On tobie przebacza

i wychodzi naprzeciw serce ojca zbolałe

wreszcie synu wróciłeś tak czekałem

 

Wróć synu wróć z daleka

wróć synu wróć ojciec czeka

wróć jeszcze czas nie zwlekaj

jak długo jeszcze każesz czekać.