Ksiądz w drodze. Rozmowa z ks. Valdemarasem Lisovskisem odpowiedzialnym za duszpasterstwo litewskie w Norwegii

 IMG_2760 (2).JPG

"Marzę o tym, żeby ci Litwini, którzy są w Norwegii wiedzieli, że to duszpasterstwo się odbywa. Ciągle jeszcze borykam się z tym problemem, że ludzie mówią: „nie wiedzieliśmy, że ksiądz tutaj jest”. To marzę o tym, żeby już wiedzieli" - mówi ks. Lisovskis

 

Problemem we współczesnej Europie jest to, że brak fundamentalnych wartości stał się główną wartością. Tak więc, kiedy mówimy o tolerancji, którą wszyscy deklarują, to warto zapytać: czym jest a tolerancja?  To jest duże hasło, za którym często stoi „jest mi obojętne”. 

 

Tekst i zdjęcie: Marta Tomczyk-Maryon

 

 

– Kiedy i w jaki sposób trafił ksiądz do Norwegii?

– Na stałe przyjechałem tu 29 sierpnia 2012 roku. Od tego czasu oficjalnie zajmuje się duszpasterstwem litewskim w Diecezji Oslo i w prelaturze Trondheim. Jednak z Norwegią byłem zapoznany już wcześniej, bo pierwszy raz przyjechałem tutaj w roku 2008, gdy byłem na studiach w Rzymie. Dowiedziałem się, że mieszkający w Norwegii Litwini nie mają swojego duszpasterza. Przyjeżdżałem w ciągu kilku lat do Norwegii na Święta Bożego Narodzenia i na Wielkanoc. Były to jednak sporadyczne przyjazdy. Po kilku latach przerwy w roku 2012 przyjechałem tu na stałe.

 

– Ilu Litwinów mieszka obecnie w Norwegii? Jak przedstawiają się oficjalne statystyki?

– Tych, którzy mieszkają tu na stałe jest około 45 tysięcy. Oprócz tego istnieje pewna liczba pracowników sezonowych, którzy przyjeżdżają do pracy w Norwegii.

 

– Ilu z Litwinów jest zarejestrowanych w Kościele katolickim w Norwegii?

– Około 20 tysięcy. Musimy jednak uwzględnić, że są to osoby z miejscem urodzenia w Litwie. Liczba ta byłaby większa, gdyby włączyć w to dzieci. Wszystkie dzieci, które przychodzą na świat w Norwegii są uwzględnianie już jako katolicy Norwedzy, mimo że mają rodziców, którzy są Litwinami i posiadają paszport litewski.

 

Dokładna liczba zarejestrowanych Litwinów w Kościele katolickim w Norwegii wynosi 19 345 (Kościół katolicki w Norwegii: dane z sierpnia 2019).

 

– 20 tysięcy to dużo… Ksiądz jest w tej chwili jedynym litewskim duchownym w Norwegii.  Dlaczego Litwini mają tylko jednego kapłana? Czy Litwini są mniej religijni i nie potrzebują duchowego wsparcia?

– Przez pięć lat pracowaliśmy w duszpasterstwie litewskim wspólnie z moim współbratem z Litwy ks. Oskarasem Volskisem. Niestety po jego powrocie do Litwy w 2018 roku zostałem sam. Przyczyn tego, że nie ma tu więcej księży z Litwy jest chyba kilka. Pierwsza jest taka, że mamy coraz mniej powołań na Litwie, tak więc księża są potrzebni na miejscu. Druga sprawa wiąże się z wyzwaniami, jakie stoją przed kapłanami posługującymi w Norwegii. Kiedy mam gości - kapłanów, którzy przyjeżdżają do pomocy w czasie świąt - to często po takich wizytach słyszę od nich: „wiesz współczujemy ci, ale my nie przyjedziemy do Norwegii, nie dalibyśmy tu rady”. Oni widzą różnice i wyzwania. W pracy duszpasterskiej w Norwegii pojawiają się takie aspekty, z którymi księża nie spotykają się w krajach typowo katolickich. – Inny jest tu sposób, tryb i zakres pracy. Jest sporo wyzwań, których nie ma w Litwie.

 

– Na przykład?

– Na przykład inaczej wygląda tu życie wspólnotowe księży. Na Litwie księża mają regularne spotkania kapłańskie, są możliwości udziału w różnego rodzaju rekolekcjach. W Norwegii jest takich okazji znacznie mniej. Tutaj każdy jest zdany na siebie, poza tym kapłani są tu grupą międzynarodową, więc różnice kultur i języków też mają swój wpływ. Poza tym Norwegia to tak zwane duszpasterstwo objazdowe, wielu księży spędza dużo czasu w drodze, więc samochód i samolot są narzędziami pracy. Tak więc, kiedy księża-goście to widzą, to rozumieją, że posługa w tym kraju wiąże się z wyzwaniami.

 

– Norwegia ma powierzchnię 385 207 km2, obecnie istnieje tu 38 parafii katolickich. Proszę wybaczyć wyrażenie, ale jak ksiądz to ogarnia?  Jak wygląda organizacja posługi kapłańskiej? Ile dni w roku spędza ksiądz w drodze?

– Krótko mówiąc, robię to, co mogę. Organizacja posługi kapłańskiej jest związana z głównymi miejscami, w których mieszka najwięcej Litwinów. Najczęściej są to duże miasta. Dojeżdżam również do zachodniej Norwegii, do Bergen, Stavanger i Trondheim. Zazwyczaj sprawdzam jakie są możliwości, kiedy w parafii jest wolne miejsce na Mszę w języku litewskim. Muszę się dopasować, a z drugiej strony zobaczyć, w jaki sposób mogę to logistycznie zorganizować.

 

– Gdzie obecnie odbywają się regularne Msze św. w języku litewskim?

– W ośmiu miastach: w Hamar, Oslo, Drammen, Tønsberg, Sandefjord, Stavanger, Bergen i Trondheim. W okresie Bożego Narodzenia i wielkanocnym jest jeszcze kilka dodatkowych miejsc, do których dojeżdżam ja, albo ksiądz który, przyjeżdża na święta, aby mi pomóc. Poza Mszą św. w języku litewskim są zazwyczaj dodatkowe zajęcia duszpasterskie, takie jak np. katecheza dla dzieci do Pierwszej Komunii, nauki przedmałżeńskie lub praktyczne spotkania z ludźmi, np. odwiedzanie rodzin, błogosławieństwo domu albo przygotowanie do sakramentów. Technicznie ogarniam diecezję Oslo i prelaturę Trondheim, natomiast do prelatury Tromsø mam sporadycznie dojazdy, wtedy, kiedy jest potrzeba i proboszczowie poszczególnych parafii mnie zapraszają.

 

– Jak dużo czasu spędza ksiądz w drodze?

– Dużo. W drodze jestem praktycznie każdy weekend i często również w tygodniu.

 

– Podróżuje ksiądz samolotem czy samochodem?

– Samolotem i samochodem. Choć wydaje się, że samolot jest szybszy i wygodniejszy, to samochód często okazuje się praktyczniejszym rozwiązaniem w moim wypadku. Jeśli mam w ciągu weekendu do objechania większą ilość miejsc, często wybieram właśnie ten środek lokomocji. Bo choć zajmuje trochę więcej czasu, to daje mi niezależność logistyczną. Na terenie parafii, którą odwiedzam jestem bardziej niezależny, nie muszę prosić miejscowego proboszcza o wypożyczenie auta, mogę skutecznie zaplanować różne zajęcia duszpasterskie.

 

– Co daje księdzu energię i siły do tej posługi?

– Z Bożą pomocą, chyba tylko tak. Bez Bożej pomocy nie byłoby to możliwe, człowiek dawno by już padł.

 

– Jakie wyzwania i problemy stoją obecnie przed litewskimi katolikami w Norwegii? Co jest najważniejsze w pracy duszpasterskiej?

– Musimy brać pod uwagę całą przeszłość Litwy, czyli 50 lat komunizmu, kiedy wiara była prześladowana. Reżim komunistyczny nie dawał wielkiej możliwości praktykowania wiary i prawie żadnej pracy duszpasterskiej. Generacja, która tutaj przyjeżdża to ludzie młodzi między dwudziestym a czterdziestym rokiem życia, dzieci tych rodziców, którzy żyli w czasach komunistycznych. Ich rodzice często nie zaznali żywej wiary, a jeśli zaznali, to zawsze było to potajemne. Tak więc grupa społeczna, która przyjeżdża tutaj do Norwegii nie ma żywego doświadczenia praktykowania wiary. Ci ludzie mają świadomość, że są katolikami, ale często nie rozumieją tego, że bycie katolikiem to nie jest tylko bycie nominalnym katolikiem. Nie zastanawiają się, że wiara wymaga praktykowania. Dodatkowo ta grupa społeczna jest pozbawiona kontaktu z babciami i dziadkami, którzy tradycyjnie były osobami przekazującymi wiarę. Gdyby ci ludzie mieszkali w Litwie, a nie w Norwegii to ten przekaz pokoleniowy byłby silniejszy, ale oni znaleźli się w otoczeniu, które jest zsekularyzowane, liberalne i nie sprzyja wartościom chrześcijańskim. Dlatego na Mszy świętej w kościele próbuję odkryć, że bycie katolikiem wiąże się również z pewnym trybem życia. Prowadzę więc szeroko rozumianą katechezę, nie tylko np. dzieci, które przygotowuje do Pierwszej Komunii, ale również ich rodziców, którzy też w jakimś stopniu uczestniczą w katechezie. Dużym wyzwaniem, ale i możliwością jest przygotowanie do sakramentu małżeństwa, czyli nauki przedślubne. W tym roku już przygotowałem 75 par. Przekazuję młodym parom, które do mnie przychodzą prawdy wiary, kwestie moralne i praktyczne bycia katolikiem.

 

– Był ksiądz również proboszczem w parafii św. Jana Apostoła i Ewangelisty i pracował z innymi nacjami w tym, z racji znajomości języka, z Polakami. Polacy często myślą o Litwinach jak o braciach, bliskich sąsiadach. Zastanawiam się jednak czy istnieją jakieś różnice między religijnością polską a litewską?

– Różnice są i wynikają z historii. Widziałem je podczas pracy w Oslo jak i w Tønsberg, gdzie będąc proboszczem parafii przez pierwszy rok ogarniałem również duszpasterstwo polskie. W Polsce w czasach komunistycznych Kościół nie został pokonany, chociaż wiele takich prób było. Msza święta, wyznawanie wiary, katecheza to wszystko było na co dzień, to była zbyt wielka rzeczywistość, aby udało się ją zniszczyć. I to jest zasadnicza różnica. Na Litwie Kościół był mniejszy i był o wiele bardziej prześladowany. Wiele kościołów zamieniono na magazyny lub hale fabryczne. Nie mieliśmy aktywnie działających biskupów, kwestia bierzmowania w czasach komunistyczny praktycznie nie istniała. Były stwarzane wielkie przeszkody do wstąpienia do jedynego działającego na Litwie seminarium. Praca duszpasterska była ograniczona do minimum. Katecheza dzieci do Pierwszej Komunii odbywała się potajemnie. Niestety te 50 lat likwidowania i walki z wiarą mają swoje widoczne i wyraźnie skutki. Wśród Polaków tradycja bycia katolikiem i praktykowania swojej wiary jest na wysokim poziomie. Natomiast Litwini przyznają się, że są katolikami, ale często nie mają wypracowanej praktycznej tradycji bycia katolikiem. Uważam, że moja duszpasterska praca z Polakami polegała na kontynuowaniu tego doświadczenia, z którym przyjechali z Polski. Praca z Litwinami jest trochę inna, muszę ich najpierw zachęcić i przekonać, że praktykowanie wiary jest rzeczą naturalną i bardzo ważną, tak żeby oni odkryli tą wiarę. Część wiernych, których widzę w kościele to są ci, z którymi się spotkałem na naukach przedślubnych lub przy innych okazjach duszpasterskich. I oni często mówią, że tu na nowo odkrywają sens bycia katolikiem.

 

– Odejdźmy na chwilę od spraw polskich i litewskich. Co jest najważniejszym wyzwaniem dla każdego księdza katolickiego pracującego w Norwegii?

– Głównym wyzwaniem dla nas, księży jest pomóc ludziom żyć swoją wiarą w tym społeczeństwie, tak żebyśmy się nie zaślepili pseudowartościami, które są promowane, ale abyśmy zachowali kręgosłup świadomego chrześcijanina.

 

– Chciałabym wrócić do doświadczeń pracy z różnymi nacjami. Jestem ciekawa, czego ta posługa nauczyła księdza? Co było największym zaskoczeniem? Z którymi nacjami najlepiej się współpracowało? Jak wygląda zaangażowanie u katolików z różnych krajów?

– Praca z różnymi narodowościami w Kościele w Norwegii jest ciekawym doświadczeniem dla mnie. Każdy ksiądz przejeżdżający z kraju, który jest tradycyjnie homogeniczny narodowościowo, postrzega swoją wspólnotę ziomków i swoją tradycję jako coś oczywistego. Kiedy po przyjeździe po Norwegii widzę, że te wszystkie narodowości wspólnie się modlą, to jest to wielkie przeżycie. Wtedy rozumiem, że wiara katolicka jest wiarą światową. Doświadczam również, że wiara, głoszona przez misjonarzy nie spadła na jałową glebę, ale dotarła do pewnej konkretnej kultury. I na przykład inkulturacja wiary, o której mówi Kościół, tutaj jest wyraźnie widoczna. Elementy kulturowe związane z żywą wiarą są elementem, który nas wzbogaca nawzajem. Sądzę, że mieszkając w Norwegii mamy piękną okazję odkrywać oblicze Kościoła Powszechnego.

Różne narodowości i kultury są w różny sposób zaangażowane w życie Kościoła. Jeżeli mówimy o katolikach z krajów, gdzie chrześcijaństwo przyszło później niż w Europie, to często widzimy tam żywszą wiarę i wielkie zaangażowanie. To sprawia radość i przyjemne zaskoczenie.

Praca z różnymi narodowościami w jednej wspólnocie parafialnej to również nauka roztropności, aby połączyć te grupy pod jednym dachem. Tutaj też musimy mieć na uwadze, że ta cała różnorodność musi mieć wspólny pion.

Dla mnie jako księdza była to okazja do tego, żeby zapoznać się z różnymi grupami narodowymi i tradycjami. Doceniam to doświadczenie.

 

– Czy Kościół Katolicki na Litwie dotykają te same problemy, co inne kraje, takie jak np. osłabienie religijności ludzi młodych i spadek ilości powołań? Czy mówienie o kryzysie Kościoła na Litwie jest zasadne, czy przesadzone?

– Moja wiedza o współczesnym Kościele katolickim w Litwie jest w pewien sposób ograniczona tym, że od ponad siedmiu lat przebywam regularnie w Norwegii. Nie mogę obserwować całego procesu i wszystkich szczegółów, ale z tego, co dostrzegam i z tego jakie świadectwo składają współbracia, to pewien kryzys jest. Problem we współczesnej Europie jest taki, że niwelowanie fundamentalnych obiektywnych wartości stało się główną „wartością”. Dużo się dziś mówi o tolerancji, ale każdy ją interpretuje na własny sposób. Czasami się wydaje, że tolerowaniem nazywamy dziś postawę „jest mi obojętne”. Etymologicznie tolerancja znaczy odporność na negatywne bodźce – „dam radę to znieść”. Ale nie ma jasnej przyszłości społeczeństwo, w którym będziemy się nawzajem „znosili”. Św. Paweł podał przykład, że prawdziwie kochający ojciec może karcić swoje dzieci, bo je kocha i nie są mu one obojętne ani ich przyszłość. Dlatego obiektywne fundamentalne wartości muszą być i nie mogą być pokonane przez nową „politykę relatywizmu”, w której każdy zaczyna posiadać własną „prawdę”.

Druga sprawa to ta, że w Kościele na Litwie, porównując go na przykład z Kościołem w Polsce, gdzie ilość księży i tradycja duszpasterska jest bogata, my często nie mamy wystarczających zasobów ludzkich, żeby „ogarnąć żniwo”. Ilość księży przypadająca na ilość katolików na Litwie jest mniejsza, ksiądz-katecheta w szkole jest raczej wyjątkiem niż regułą. W pewnych dziedzinach duszpasterskich nie mamy wystarczającej mocy.

Trzecia sprawa to pewne tendencje w społeczeństwie, które dążą do zredukowania roli Kościoła w społeczeństwie, szczególnie jako głosu moralnego.

Jeżeli chodzi o powołania, to trzeba tu powiedzieć coś na temat warunków, w jakich się znajduje współczesna młodzież. Dużo mówimy o demokracji i wolności w naszych czasach, ale młodzież ma jej coraz mniej. Przed 30-20 laty młody człowiek, czujący powołanie w sercu, czuł się wolny, mógł je zadeklarować i nim żyć np. jako kapłan lub siostra zakonna. Być może było to postrzegane przez niektórych krytyczne, ale było akceptowane. Kiedy się zastanawiam czy Bóg dzisiaj zsyła mniej powołań do współczesnego społeczeństwa, to jestem przekonany, że nie. Ale sądzę, że współczesna młodzież często jest zakładnikiem opinii społecznej. Ustawia się ją na tory pewnych sztucznie stworzonych wartości relatywnych, nie zostawiając wolności podążania za głosem Boga w sercu. Pójście za głosem powołania dzisiaj staje się czynem omal szalonym, zaciągającym automatyczne przyklejenie wielu przykrych etykietek i oskarżeniem odejścia od „normalności”. Wielu decyduje się na ucieczkę od własnego powołania, bojąc się stygmatyzowania i braku zrozumienia. Dzisiaj społeczeństwo z góry ustala „reguły normalności” i młody człowiek postępujący według własnego sumienia wypada z kontekstu. Wielu tego boi się bardziej niż życia z zagłuszonym głosem powołania. Ci, którzy dzisiaj chcą pójść do seminarium muszą walczyć z większą presją społeczeństwa. I choć nie jest ona aktywnie skierowana, to uderza w sposób pasywny i skuteczny.

 

– Czy to znaczy, że współczesna demokracja jest pozorem?

– Związek Radziecki też deklarował demokrację. Tyle, że ta demokracja ograniczała się do jednego „prawidłowego” światopoglądu, który był ustalany przez system. Jeśli się go przestrzegało, to człowiek żył całkiem dobrze, miał zaspokojone podstawowe potrzeby życia codziennego. Natomiast kiedy człowiek śmiał zwątpić w oficjalną „prawdę”, to taka osoba była zwalczana. Oczywiście w tamtych czasach było to brutalne zwalczanie, przyjeżdżali panowie z KGB i w sposób niedwuznaczny „tłumaczyli”, co jest właściwe. Współczesne społeczeństwo często też ma serwowaną prawidłową „prawdę”, a jej przyjęcie egzekwują już nie panowie z KGB, ale mało krytyczna opinia publiczna, formowana przez pewne trendy społeczne.

 

– Te współczesne metody zwalczania „nieprawidłowych” poglądów również potrafią być brutalne i niszczące, wystarczy tu przywołać choćby problem mobbingu, z którym borykają się norweskie szkoły.

– Nie jestem dobrze obeznany z sytuacją szkół w Norwegii, ale te dzieci są również częścią społeczeństwa i doświadczają tych dynamik. Księża, którzy w czasach radzieckich byli prześladowani, czasami żartowali, że uderzenie butem żołnierza w nerki jest często mniej bolesne, niż psychologiczna lub społeczna presja na osobę. Dzisiaj nikt nikogo butami nie kopie, ale społeczna presja może być o wiele bardziej subtelna i niszcząca dla młodego człowieka.

 

– Jakie marzenie ma ksiądz odpowiedzialny za duszpasterstwo litewskie w Norwegii?

– Marzeń jest dużo. Te, związane z posługą, którą wykonuje nie są jakieś nadzwyczajne. Marzę o tym, żeby ci Litwini, którzy są w Norwegii wiedzieli, że to duszpasterstwo się odbywa. Ciągle jeszcze borykam się z tym problemem, że ludzie mówią: „nie wiedzieliśmy, że ksiądz tutaj jest”. To marzę o tym, żeby już wiedzieli.