Nad Bożym Słowem. XXVI Niedziela zwykła (2020)

female-4983032_960_720.jpg

Ważne, aby to lustro było prawdziwe, bo jeśli będzie to krzywe zwierciadło, albo będzie ono posiadać skazy, to nie pokaże nam prawdziwego obrazu. Dla nas tym prawdziwym lustrem jest właśnie Słowo Boże, które nie udaje przed nami niczego, ale odsłania kondycję naszego życia i działania. Robi to jednak nie po to, aby nas pognębić, ale by dać nam światło na dalszą drogę.

 

 

 

Tekst: ks. Marcin Zych (parafia św. Pawła w Bergen)

 

Wy mówicie: „Sposób postępowania Pana nie jest słuszny”. Słuchaj jednakże, domu Izraela: Czy mój sposób postępowania jest niesłuszny, czy raczej wasze postępowanie jest przewrotne?

W otwierającym zdaniu z dzisiejszego pierwszego czytania Ezechiel wypowiada słowa, które mimo upływu czasu nie straciły na aktualności. Dzisiaj również często słyszmy: „Pan Bóg jest niesprawiedliwy”, „Pan Bóg powinien to lub tamto”. Czy z tego wynika, że sposób postępowania Boga nie jest słuszny? Prorok zadaje pytanie, które wskazuje na coś innego, że my postępujemy przewrotnie.

Zauważmy, że to oskarżanie Boga o nieuczciwość jest kontynuowane przez całe dzieje człowieka. Już w Księdze Rodzaju mamy pokazane jak zły duch pod postacią węża wmawia ludziom, że zakaz spożywania owoców z jednego z drzew wynika właśnie z tego, że Bóg nie kocha człowieka i nie mówi mu prawdy. Podobny obraz pojawi się, gdy naród Izraela zostanie wyprowadzony z niewoli i gdy już na pustyni zacznie szemrać i narzekać, że w niewoli było lepiej. Tę sytuację mamy dzisiaj ukazaną przez Ezechiela, ale zwróćmy uwagę, że tydzień temu słyszeliśmy o robotnikach w winnicy, którzy również szemrali przeciwko gospodarzowi, oczekując większej zapłaty, choć zgodzili się pracować za denara.

Nie chcę przez to powiedzieć, że skoro tak już jest, to trzeba to tylko przyjąć i robić swoje. Jeśli to słowo widzimy tak mocno jest osadzone w naszej rzeczywistości życia, to oznacza, to, że my dzisiaj musimy przejrzeć się w tym lustrze. Każdy z nas dobrze wie, że stając przed lustrem widzimy siebie takimi jakimi jesteśmy. Ono odkrywa prawdę o nas i naszych postawach. Ważne, aby to lustro było prawdziwe, bo jeśli będzie to krzywe zwierciadło, albo będzie ono posiadać skazy, to nie pokaże nam prawdziwego obrazu. Dla nas tym prawdziwym lustrem jest właśnie Słowo Boże, które nie udaje przed nami niczego, ale odsłania kondycję naszego życia i działania. Robi to jednak nie po to, aby nas pognębić, ale by dać nam światło na dalszą drogę. By umocnić i wskazać.

Właśnie w takim kluczu jest nam dana dzisiejsza Ewangelia: Pewien człowiek miał dwóch synów. Zwrócił się do pierwszego i rzekł: „Dziecko, idź i pracuj dzisiaj w winnicy”. Ten odpowiedział: „Idę, panie!”, lecz nie poszedł. Zwrócił się do drugiego i to samo powiedział. Ten odparł: „Nie chcę”. Później jednak opamiętał się i poszedł. 

Ten obraz przypomina mi sytuację, której często doświadczamy. Jakże wielu ludzi deklaruje: „teraz to ja już będę chodził do Kościoła”, „będę przystępował do sakramentów” itd., i jakże szybko się okazuje, że wszystko kończy się na deklaracji i dobrej chęci. Z drugiej strony, mamy tych, którzy oddalili się od Boga, Kościoła, życia sakramentalnego, a czasem wręcz religijnego, ale gdzieś tam przypomną sobie to wezwanie Ojca i rzeczywiście zmieniają swoje życie. Podejmują piękną pracę w winnicy.

Słowo Boże dzisiejszej niedzieli pokazuje nam, że nie mamy być teoretyczni, zdeklarowani, ale że powinniśmy być przede wszystkim być ludźmi działania. To bardzo pięknie wypływa z słów świętego Pawła zawartych w drugim czytaniu: Jeśli jest jakieś napomnienie w Chrystusie, jeśli jakaś moc przekonująca Miłości, jeśli jakieś uczestnictwo w Duchu, jeśli jakieś serdeczne współczucie - dopełnijcie mojej radości przez to, że będziecie mieli te same dążenia: tę samą miłość i wspólnego ducha, pragnąc tylko jednego, a niczego nie pragnąc dla niewłaściwego współzawodnictwa ani dla próżnej chwały, lecz w pokorze oceniając jedni drugich za wyżej stojących od siebie. Niech każdy ma na oku nie tylko swoje własne sprawy, ale też i drugich.

Mieć na oku sprawy drugich znaczy nie patrzeć tylko na siebie, ale szukać tego, co buduje wspólnotę, myśleć o tym, aby temu drugiemu było ze mną dobrze. Można to osiągnąć tylko wtedy, kiedy trwają: wiara, nadzieja i miłość. Z nich zaś największa jest miłość.