Nad Bożym Słowem. XV Niedziela zwykła (2021)

1280px-2013_Woodstock_123.jpg

Siła głoszenia Dobrej Nowiny nie zależy od środków, planów i zabezpieczeń, ale od świadectwa tych, którzy ją głoszą.

 

 

Tekst: ks. Marcin Zych (parafia św. Pawła w Bergen)

 

Jezus przywołał do siebie Dwunastu i zaczął rozsyłać ich po dwóch. Dał im też władzę nad duchami nieczystymi i przykazał im, żeby nic z sobą nie brali na drogę prócz laski: ani chleba, ani torby, ani pieniędzy w trzosie. «Ale idźcie obuci w sandały i nie wdziewajcie dwóch sukien».

Czy dzisiaj w XXI wieku takie posłanie Jezusa miałoby sens? Czy jest ono potrzebne? Wielu powie, że przywołany tu obraz to pierwsza ewangelizacja, że cały Kościół jest wezwany do ewangelizowania. To wszystko prawda, ale jak to zrozumieć dzisiaj? Pomoże nam w tym fragment książki zatytułowanej Gdy Jezus przychodzi w glanach. Jest ona zapisem historii ewangelizatorów i ewangelizowanych na Przystanku Jezus, który jest organizowany podczas trwania Przystanku Woodstock. Oto fragment: Sceneria jak z Mad Maxa. Upał. Żółta chmura kurzu. Trudno oddychać. Brakuje wody, dlatego nie wyrzucamy plastykowych butelek. Napełnione wodą jadą na pole namiotowe. Idąc wśród kolorowych namiotów, spotyka się dzieci, nastolatki, studentów i starszych. Część młodszych uciekła z domu lub właśnie «jest» u kolegi w Przemyślu. Chodzą półnadzy, nadzy, poprzebierani, wymalowani, w maskach i wymyślnie postawionych, ufarbowanych włosach. Ci, którzy budzą strach, często okazują się normalni. Ponad 800 młodych ludzi wraz z księżmi, klerykami, zakonnicami podjęło trud ewangelizacji 250-tysięcznej rzeszy przybyłej na Przystanek Woodstock. Swoją inicjatywę nazwali Przystanek Jezus. Mimo to nie byli konkurencją. «Rozkład jazdy» na przystanku był taki: codzienna Eucharystia, całodobowa adoracja, modlitwa wstawiennicza za uczestników Przystanku Woodstock, warsztaty ewangelizacyjne, konferencje, ewangelizacja na polu namiotowym, w mieście, przy kościołach, koncerty, zabawa, jedzenie i spanie w ograniczonym zakresie.

Czy nie jest to współczesna odpowiedź na wezwanie Jezusa, który zaczął „rozsyłać” apostołów? Okazuje się, że Przystanek Jezus jest niejako powtórzeniem wszystkich przestróg zawartych w dzisiejszej perykopie ewangelicznej. Jednak następujące świadectwa pokazują, że wiele jest domów, które przyjmują uczniów Chrystusa. 

W rozmowach z uczestnikami Przystanku Woodstock wychodzi problem rodziny, a raczej jej braku. Takie osoby są w całej Polsce. Zjechali się tu i dlatego wygląda to tak przerażająco. Tam, gdzie żyją, zlewają się z otoczeniem, stanowią mniejszość – mówi biskup. Zdajemy sobie sprawę z tego, że nie rozwiążemy wszystkich problemów. Ci ludzie wrócą do swoich domów, a tam nie zawsze wiadomo, co dalej. My w nich często poruszamy coś bolesnego i fizycznie odchodzimy. Jedyne, co pozostaje, to modlitwa i pamięć o nich. Przystanek Jezus jest szczególnym skrzyżowaniem ludzkich dróg, bolesnych losów, wymianą doświadczeń tych niełatwych, nie zawsze z jasnym zakończeniem.

– Rozmawiałem z chłopakiem, który pracuje tylko na noce – dodaje ks. Roman. – Po pracy ma siłę tylko się położyć. Budzi się, by pójść na piwo albo dać sobie w żyłę. Zamknięty krąg. Inni się cieszą, bawią, mają siłę w ciągu dnia, a on jest ścięty z nóg. Ucieczką jest bycie na rauszu. Ten chłopak nie ma siły, by z tego wyjść. Chciałby, ale nie może. – Pod sceną spotkaliśmy mężczyznę – opowiada Iwona. – Zadawał prowokacyjne pytania. Okazało się, że właśnie jest po rozwodzie. Rozmawiamy, a on w pewnym momencie odchodzi. Chyba doszło do niego, że pora się zmienić. Może jesteśmy tu, by ruszać sumienia? – Tak, jesteśmy tu, by coś tknąć, sprawić, by przez moment coś zabłysło w duszy. Nie wszystko przecież staje się nagle – podsumowuje biskup. I to już koniec. Zostało jednak coś, wspomnienia, radość i podziw dla ludzi, którzy odważyli się być świadkami Chrystusa, w co najmniej trudnych okolicznościach. Zostali jeszcze ci, którym odmienili myślenie, serca, życie.

Jeśli dobrze wczytamy się w powyższe słowa, szybko zrozumiemy, czemu uczniowie mają iść na misję tylko z tym, co naprawdę niezbędne. Siła głoszenia Dobrej Nowiny nie zależy od środków, planów i zabezpieczeń, ale od świadectwa tych, którzy ją głoszą. Można pisać wielkie plany i projekty ewangelizacyjne, stosować różnorodne środki, ale efekt tego może okazać się niewielki, jeśli siłą ewangelizacji nie będzie spotkanie z Żywym Chrystusem, który daje nam Siebie Jako moc i siłę do bycia Jego świadkami.