Niewidzialni czy za bardzo widoczni? Rozmowa z Zoją Ghimire o sytuacji Polaków w Norwegii w czasie pandemii

 

polskearbeidere i Norge.jpg

Statystyki z trzeciego kwartału 2020 pokazują, że więcej bezrobotnych jest wśród osób z Europy Wschodniej niż Norwegów. Tak więc, kiedy słyszę wypowiedzi, że „przyjeżdżają pracownicy zagraniczni, a my tracimy pracę”,  to trochę mnie to irytuje, ponieważ nie ma to żadnego pokrycia w danych - mówi Zoja Ghimire. Zdjęcie: Ørn Borgen / SCANPIX

 

 

 

- Jesteśmy niewidoczni na wielu arenach, nieobecni w różnych debatach publicznych, spotkaniach, które dotyczą migracji w Norwegii. Polaków po prostu nie ma! Przez ten projekt próbuję to trochę zmienić – mówi koordynatorka projektu „Polski Dialog” Zoja Ghimire.

 

Tekst: Marta Tomczyk-Maryon

 

 

– Pracujesz w Stiftelsen Mangfold i Arbeidslivet, gdzie kierujesz projektem „Polski Dialog”(Polsk Dialog). Czy możesz opowiedzieć coś więcej o tej inicjatywie?

– Projekt „Polski Dialog” rozpoczął się w roku 2019 i składa się z kilku elementów. Pierwszym z nich jest strona internetowa, gdzie gromadzimy ważne i przydatne informacje dla ludzi, którzy chcą zamieszkać lub mieszkają już w Norwegii. Skupiamy się głównie na obszarach pracy, zdrowia i rodziny.  Organizowaliśmy również w różnych miastach spotkania tematyczne z prawnikami, psychologami i specjalistami, zajmującymi się prawem pracy. Częścią naszego projektu były również badania ankietowe, które prowadziliśmy w zeszłym roku. Dotyczyły one sytuacji Polaków w Norwegii i ewentualnych trudności, jakie tu napotykają. Zaczęliśmy również prowadzić przez Skype i telefon poradnictwo. W zeszłym roku skupiliśmy się na tym, aby wzmocnić rolę organizacji polonijnych w integracji Polaków w Norwegii. I to się dobrze rozwinęło, ponieważ założyliśmy Forum Współpracy i Dialogu, w skład którego wchodzą organizacje i reprezentanci z siedmiu miast. Pandemia wymusiła na nas również nowe działania - przede wszystkim potrzebę informowania imigrantów w różnych językach na temat aktualnej sytuacji i obowiązujących przepisów.  Ja zajmuję się informacją skierowaną do Polaków - mówi Zoja Ghimire (na zdj. poniżej).

 DSF5412mini-300x300.jpg

– Śledząc od paru tygodni norweskie media, można odnieść wrażenie, że część z nich chciałaby obciążyć Polaków odpowiedzialnością za wzrost ilości zachorowań w Norwegii. Mówi się dużo o infekcji importowej i o tym, że Polacy lekceważą zasady kwarantanny.  Jak jest naprawdę?

– W ostatnich tygodniach rzeczywiście byliśmy pod ostrzałem norweskich mediów i część pojawiających się artykułów była moim zdaniem tendencyjna. Pokazywały one część prawdy lub niepełne dane. W styczniu byliśmy najlepiej przetestowaną grupą w Norwegii, a o tym się nie mówiło. Również kilku polityków wypowiadało się w sposób nieprzychylny o Polakach.

Trzeba zauważyć, że sprawa jest jednak dość skomplikowana. W Norwegii przebywa około 120 tysięcy Polaków i jest to grupa bardzo zróżnicowana. W norweskich mediach i wśród polityków jest mowa o Polakach, jako o jednej, homogenicznej grupie, a to nie jest prawdą.  Mamy bowiem osoby, które mieszkają tu na stałe od wielu lat, znają norweski, mają dobrą pracę i dzieci w szkołach.  I ta grupa, z tego, co się orientuję, jest najliczniejsza. Inni pracują tu czasowo i rodziny mają w Polsce. I trudno się dziwić, że ci ostatni jeżdżą do Polski, aby zobaczyć swoje dzieci.  Nie jest zaskakujące ani naganne, że pojechali do Polski na święta, tym bardziej, że norweskie władze przyznały, że wyjazd na święta do rodziny jest traktowany, jako wyjazd konieczny. A że nas jest nas dużo i podróże wiążą się z ryzykiem zarażenia, to jest to zauważalne w różnych statystykach.

Trzeba jednak powiedzieć, że są wśród Polaków osoby, które ignorują zasady i przepisy. I takie zachowania, nawet niewielkiej grupy osób, wpływają negatywnie na wizerunek nas wszystkich. Sytuacja pandemii i obostrzeń dotyczy absolutnie wszystkich - tych którzy mieszkają tu dwadzieścia lat i pracowników rotacyjnych. Jesteśmy na równie odpowiedzialni. Mamy obowiązek zapoznać się z przepisami, bo przecież nieznajomość przepisów nie zwalnia z ich przestrzegania.

 

 – W swojej wypowiedzi dla Klassekampen powiedziałaś dość ostro i bez ogródek: „Dopóki pracujemy i wszystko jest w porządku, nikt o nas nie myśli, nikt nas nie widzi ani nie chce nas poznać, mimo że od dziesięciu lat jesteśmy największą grupą imigrantów. Przed pandemią byliśmy praktycznie niewidoczni. Teraz jesteśmy nagle bardzo widoczni, ale w negatywny sposób”. Czy mogłabyś rozwinąć tę myśl?

– Chciałam tu zwrócić uwagę na pewną ważną kwestię. Otóż o emigrantach z Europy Środkowej, a więc także o Polakach, mówi się, że jesteśmy niewidoczną grupą.

 

– W jakim znaczeniu?

– Po pierwsze nie wyróżniamy się na ulicy, nie różnimy się od Norwegów, nasz wygląd, nasza kultura są zbliżone do norweskiej. Nie znaczy to jednak, że nie ma tu pewnych różnic, które  mogą prowadzić do trudności np. w zrozumieniu funkcjonowania systemu norweskiego.

Po drugie, z moich doświadczeń pracy przy projekcie wynika, że jesteśmy niewidoczni na wielu arenach, nieobecni w różnych debatach publicznych, spotkaniach, które dotyczą migracji w Norwegii. Polaków po prostu nie ma! Przez ten projekt próbuję to trochę zmienić.

  

– Co sądzisz o scedowaniu na norweskich pracodawców odpowiedzialności za przestrzeganie kwarantanny wśród pracowników? Czy nie prowadzi to do nadużyć?

– Jeżeli ktoś pracuje w systemie rotacyjnym i ma zapewnione miejcie zamieszkania przez pracodawcę, to na pracodawcy spoczywa duża odpowiedzialność.  Musi on zapewnić zgodne z przepisami miejsce do odbycia kwarantanny. Jeśli tego nie robi, to łamie przepisy i mówiąc wprost - pogrywa z ludzkim zdrowiem.

Przykładem złamania przepisów była sprawa w stoczni w Hyllestad, gdzie pracowało dużo pracowników rotacyjnych m.in. z Polski.  Było to w czasie, kiedy nie obowiązywały jeszcze tak restrykcyjne przepisy, jak w tej chwili. Wtedy była możliwość pójścia do pracy po pierwszym teście negatywnym. Tak się stało w tym przypadku, pracownicy poszli do pracy po pierwszym negatywnym teście na Covid.  Niestety później się okazało, że drugi test wiele osób miało pozytywny. Powinni mieszkać osobno, w odpowiednich warunkach, ale tego nie spełniono, poza tym były problemy z komunikacją. To była pierwsza taka sytuacja, która pokazała, że przepisy były zbyt łagodne.

 

 – Czy znasz przypadki, że pracownik został zmuszony przez pracodawcę do złamania kwarantanny lub że pracownik zdecydował się przestrzegać kwarantannę, w efekcie, czego został zwolniony przez pracodawcę?

– Niestety słyszałam o bardzo wielu takich przypadkach. Jedna sprawa, to to, że się pociąga do odpowiedzialności ludzi, którzy łamią przepisy, w tym przypadku pracownika. Zdajemy sobie sprawę, i tak było również przed pandemią, że jest problem z dumpingiem socjalnym. Wyzysk pracowników ma miejsce w firmach, gdzie pracodawca jest nieodpowiedzialny i zależy mu przede wszystkim na tym, aby zarabiać niskim kosztem, za wszelką cenę. Pracownicy w takich firmach niejednokrotnie tracą nie tylko pracę, ale także miejsce zamieszkania, ponieważ to pracodawca zapewnia im mieszkanie. Uważam, że Państwowa Inspekcja Pracy (Arbeidstilsynet) i inne instytucje powinny w dużo większym stopniu, niż to jest w tej chwili, zajmować się kontrolą i pociąganiem do odpowiedzialności nieuczciwych pracodawców. To, że pracownik dostanie karę, nie rozwiąże problemu.

 

– Czy wiadomo ile firm łamie przepisy wprowadzone w czasie pandemii?

– Nie ma takich statystyk. Czytałam, że w Trondheim gmina zatrudniła do kontroli różnych miejsc pracy byłego policjanta i po dwóch tygodniach, powiedział, że wszędzie, gdzie był, zostały złamane jakieś zasady dotyczące Covid. I tu nie chodzi o to, że te zasady były łamane specjalnie.  Być może były one niewykonalne w jakimś miejscu, albo przepisy zostały podane w niejasny sposób.

  

– Czy wiadomo ile jest w Norwegii nieodpowiedzialnych pracodawców/ firm, które łamią przepisy? I czy są to głównie firmy norweskie, czy też zagraniczne?

– Nie ma takich szacunków, natomiast pracownicy zagraniczni, którzy nie znają swoich praw, mają wielkie szanse na to, aby być wykorzystani. Teraz jest naprawdę coraz więcej informacji tłumaczonych na język polski i każdemu polecam zapoznać się z nimi. Warto czytać nie tylko strony na FB, ale również na norweskie strony internetowe, gdzie są informacje w języku angielskim i często polskim.

 

– Czy wiadomo ile osób z Polski na skutek pandemii straciło pracę w Norwegii lub poszło na postojowe?

– Nie ma oddzielnych danych dotyczących Polaków. Natomiast ze statystyk ogólnych jasno wynika, że osoby pochodzenia norweskiego są krócej na postojowym i szybciej wracają do pracy niż imigranci. Statystyki z trzeciego kwartału 2020 pokazują, że więcej bezrobotnych jest wśród osób z Europy Wschodniej niż Norwegów. Tak więc, kiedy słyszę wypowiedzi, że „przyjeżdżają pracownicy zagraniczni, a my tracimy pracę”,  to trochę mnie to irytuje, ponieważ nie ma to żadnego pokrycia w danych. Być może Ole Nordmann stracił pracę, ale Jan Kowalski stracił ją zapewne wcześniej i trudniej będzie mu ją odzyskać.

 

– Jak określiłabyś obecną sytuację polskich pracowników w Norwegii? W jakich sektorach sytuacja jest najtrudniejsza?

– Sytuacja jest trudna dla wszystkich, ale najbardziej dotknięte są osoby, które pracują w usługach. Wiele straciło pracę lub jest na postojowym, poza tym to właśnie ta grupa jest bardziej narażona na zakażenie. Duże znaczenie ma też miejsce zamieszkania: na przykład Oslo długo jest zamknięte i wiele branż nie może prowadzić tu swojej działalności.

 

– Utrata pracy czy ograniczenie dochodów to nie jedyne skutki pandemii, jakie odczuwają Polacy w Norwegii.

– Są też konsekwencje długotrwałej rozłąki z rodziną - psychologiczne i emocjonalne.

Już parę lat temu z raportu FHI wynikało, że Polacy zgłaszają dwa razy więcej problemów ze zdrowiem psychicznym niż reszta społeczeństwa. Nasza ankieta również pokazała ten problem: 15 procent osób odpowiedziało, że ma problemy dotyczące sytuacji zdrowotnej i zdecydowana większość z nich, bo aż 80 procent wskazało, że przyczyną tego jest rozłąka z rodziną. Jednocześnie wiemy, że dostęp do opieki psychologicznej jest utrudniony dla imigrantów, którzy nie mówią po norwesku.

 

– Raport FHI, o którym wspominasz został opublikowany w roku 2017, co być może potwierdza, że problemy Polaków ze zdrowiem psychicznym nie są spowodowane pandemią, ale istniały już wcześniej.

– Może trzeba wyraźnie powiedzieć, to z czego wiele osób nie zdaje sobie sprawy - migracja to nie jest bułka z masłem. Zwłaszcza migracja do kultury, która jest trochę odmienna od naszej. Norwegia to nie Hiszpania czy Włochy, gdzie społeczeństwa są bardziej otwarte. Społeczeństwo norweskie jest nieduże i zamknięte. Relacje ludzkie są tu inne niż w Polsce. I nie chodzi tu o ocenę, że coś jest lesze lub gorsze, po prostu jest różne. Ludziom, którzy nie rozumieją podłoża innej kultury jest bardzo trudno.

Migracja jest dużym czynnikiem stresogennym, nawet dla tych ludzi, którzy przeprowadzają się tu z rodziną. Tracimy przecież kontakt z pozostałą częścią rodziny: nie pójdziemy do cioci na imieniny, nasze dzieci nie będą miały kontaktu z dziadkami. Zostajemy wyrwani z kręgu rodzinnego i społecznego; naszych znajomych będziemy widywać na FB. Migrując, myślimy o standardzie życia, a często zapominamy o innych sprawach.

 

– Jakie rozwiązania powinny być wprowadzone, aby sytuacja Polaków w Norwegii uległa poprawie? Mam tu na myśli zarówno sytuację na rynku pracy, jak i w społeczeństwie norweskim?

– Przede wszystkim zachęcam do nauki norweskiego, to się opłaca! Jest wiele możliwości nauki norweskiego, podstaw można nauczyć się za darmo.

Ważne jest również wiedzieć, że norweski system funkcjonuje na odwrotnych zasadach niż polski. System norweski jest oparty na zaufaniu, a polski niekoniecznie. W Polsce trzeba mieć papier na wszystko. W Norwegii jest trochę inaczej. Zasady, które obowiązywały w czasie pandemii oparte były na zaufaniu, rząd zakładał, że każdy sam jest odpowiedzialny za przestrzeganie kwarantanny. W związku z tym nikt tego na granicy nie pilnował, ale jak się okazało z różnych powodów to nie do końca funkcjonowało. Może właśnie dlatego, że wiele osób nie rozumie tego systemu?

Bez znajomości języka nie ma możliwość zrozumienia tego wszystkiego. Cały czas będziemy przeżywać zderzanie się i szok kulturowy, a to powoduje duży stres. Sposoby załatwiania różnych spraw, które znamy z Polski nie będą funkcjonowały w Norwegii. Wiele zależy od naszej ciekawości, chęci poznania nowej kultury. To ma duże znaczenie.

 

Zoja A. Ghimire - psycholożka i działaczka społeczna. Ma wieloletnie doświadczenie zawodowe w pracy z dziećmi i dorosłymi, których dotknęły choroby, niepełnosprawność czy poważne kryzysy w życiu. Zdobywała je w Polsce, skąd pochodzi, a także w Indiach, Wielkiej Brytanii i Norwegii. Od r. 2000 działa w sektorze pozarządowym. Od r. 2019 pracuje w MiA, gdzie jest koordynatorką projektu „Polski Dialog”.

 

Więcej informacji na temat projektu „Polski Dialog” znajdziesz tutaj  

Strona projektu na FB 

 

Stiftelsen Mangfold i Arbeidslivet (w skrócie MiA) to prywatna fundacja, która została założona ponad dwadzieścia lat temu. Jej głównym celem jest wyrównywanie szans na rynku pracy i zwiększenie uczestnictwa osób, które mieszkają w Norwegii, zarówno na tutejszym rynku pracy, jak i w społeczeństwie norweskim. Organizacja prowadzi działania na arenie międzynarodowej i krajowej, a większość jej projektów jest skierowana do imigrantów. „Polski Dialog” (Polsk Dialog) to projekt dla Polaków mieszkających i pracujących w Norwegii. Kieruje nim Zoja A. Ghimire.

 

Więcej o MiA znajdziesz na ich stronie internetowej