Nad Bożym Słowem. XXXII Niedziela okresu zwykłego (2019)

sword-918542_960_720.jpg

 "Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte”. Jakiś wymiar zadań, które musi podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć".

 

 

 

Tekst: ks. Marcin Zych (St. Paul kirke, Bergen)

 

 

Bądź wytrwały! Nie poddawaj się! Ile razy takie lub podobne słowa słyszeliśmy? Czy zawsze da się być wytrwałym? Czy są sytuacje, w których można się poddać? Stawiam te pytania w kontekście Słowa Bożego, jakie dzisiaj słyszymy, a które jest przecież światłem dla naszych życiowych dróg.

W pierwszym czytaniu mamy przedstawioną bardzo dramatyczną scenę śmierci siedmiu synów, co gorsza ta śmierć była karą, za to, że nie chcieli złamać prawa. Ponadto na śmierć swoich dzieci kazano patrzeć także ich matce. Wydaje się, że sytuacja jest bez wyjścia, że są po prostu przegrani. Kiedy jednak słyszymy s1)owa dzisiejszego czytania zdumiewa i zachwyca nas postawa tych ludzi. …Gdy ten już zakończył życie, takim samym katuszom poddawano czwartego. Konając, tak powiedział: „Lepiej jest tym, którzy giną z rąk ludzkich, bo mogą pokładać nadzieję w Bogu, że znów przez Niego zostaną wskrzeszeni. Dla ciebie bowiem nie będzie zmartwychwstania do życia”.

Zauważmy, że nie ma tu ucieczki, kompromisu, nie ma próby jakiegoś dogadania. Jest tylko jedno - wytrwałość aż do końca. Czy my bylibyśmy dzisiaj zdolni do takiej postawy? To pytanie jest trudne i każdy z nas musi sam sobie na nie odpowiedzieć. Jednak zdarzają się dzisiaj o  wiele mniej wymagające sytuacje, które pokazują, że z naszą wytrwałością różnie bywa. Przykładów można by tu przywołać wiele. Czasem wystarczy gorsza pogoda, by usprawiedliwiać nieobecność na Mszy świętej. Zmęczeniem potrafimy wytłumaczyć sobie brak modlitwy. Bywa niekiedy, że ktoś podejmuje jakieś wezwanie, ale szybko z niego rezygnuje. Znamy przecież to określenie, że ktoś ma „słomiany zapał”. Bohaterowie pierwszego czytania może w oczach ludzi przegrali, ale tak naprawdę stali się zwycięzcami. Wygrali życie wieczne. Może to słowo „wygrali”, nie jest tu adekwatne, ale nasze życie jest poniekąd taką właśnie rozgrywką między dobrem a złem. Na całe szczęście nie jesteśmy w tym sami. Jest z nami Chrystus, który nas karmi i leczy nasze rany.

Papież Franciszek często porównuje Kościół do szpitala polowego, gdzie znosi się rannych, aby odzyskali zdrowie i siły. Gdyby nie wytrwałość naszego Lekarza - Chrystusa, który ciągle chce nas umacniać, który się nie brzydzi i nie męczy naszym grzechem, ale nas z niego obmywa, już dawno byśmy tę naszą walkę przegrali.

W Ewangelii słyszymy dzisiaj zdanie: Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych; wszyscy bowiem dla Niego żyją. Tak Bóg pragnie naszego życia. On nie chce, żebyśmy od niego uciekali, żebyśmy zawiązali jakiś kompromis ze światem, łudząc się, że „jakoś to będzie".

Słowa o Bogu żywych pięknie wpisują się w nasze narodowe święto. Patrzymy dzisiaj na naszych przodków, którzy pomimo, że zabrano im wszystko w porządku materialnym, jednak nie utracili tego, co było najcenniejsze: swojej wiary i świadomości tego, kim są.

Być wytrwałym to znaczy mieć pewien zbiór dobrych zasad, wartości, których nie zmienia żadna ludzka siła. Być wytrwałym, to być gotowym polec właśnie w imię tych wartości. Na myśl przychodzą mi słowa, które Jan Paweł II wypowiedział do młodzieży podczas pierwszej pielgrzymki do naszej Ojczyzny: Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte”. Jakiś wymiar zadań, które musi podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można „zdezerterować”. Wreszcie - jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba „utrzymać” i „obronić”, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić - dla siebie i dla innych.

Umocnieni Bożym Słowem, nakarmieni Jego ciałem z ufnością i odwagą starajmy się każdego dnia być wytrwałymi. Bądź wierny aż do śmierci, a dam ci wieniec życia.