Tragedia w Gjerdrum: fakty i rozmowa z Polką zamieszkałą w Gjerdum

NTB_QJuib2qrxwU.jpg

Nad ranem 30 stycznia doszło do obsunięcia ziemi w Gjerdrum. Zginęło siedem osób, trzy nadal uznaje się za zaginione. Dzisiaj 5 stycznia akcję poszukiwawczą przerwało kolejne obsunięcie ziemi. Zdjęcie: Terje Pedersen / NTB

 

 

Tej nocy, kiedy doszło do tragedii w Gjerdum mój mąż obudził się koło trzeciej, ponieważ poczuł coś, co określił jako „ciśnienie” w klatce piersiowej; trudno mu było oddychać. Równocześnie z dachu, który w naszym domu jest naprawdę duży, runął z wielkim hukiem cały śnieg. To było niemal jak lawina. Zazwyczaj jest tak, że śnieg spada stopniowo z różnych części dachu, nie dzieje się to w jednym momencie. Wszystko wskazuje na to, że poruszenie ziemi zaczęło się na naszym terenie, kilometr od miejsca tragedii.

 

 

Tekst: Marta Tomczyk-Maryon

 

Dla mieszkańców małej, norweskiej gminy Gjerdrum zakończenie roku 2020 okazało wyjątkowo smutne. 30 grudnia o godzinie 3.59 policja otrzymała powiadomienie o gwałtownym obsunięciu ziemi na tym terenie. Osuwisko, które powstało na podmokłym, gliniastym gruncie miało miejsce w Ask w gminie Gjerdrum, na południe od Gardermoen. W środę wieczorem dziesięć osób uznano za zaginione. Tego samego wieczora ewakuowano ponad tysiąc osób.

Do 5 stycznia znaleziono siedem martwych osób. Nadal poszukuje się trzech zaginionych.

Akcja ratunkowa jest bardzo wymagająca, ponieważ, ze względu na ciągle obsuwającą się ziemię, ekipy ratownicze nie mogą zejść na teren osuwiska. W operację zaangażowanych jest wiele służb ratowniczych, zarówno państwowych, jak i ochotników.  Na miejsce przybył również szwedzki zespół kryzysowy, który pomaga Norwegom.

Kierujący akcją w Gjerdum oficer policji, Roger Pettersen na konferencji prasowej, która odbyła się pięć dni po tragedii, potwierdził, że akcja ratunkowa  ciągle jest prowadzona.

- Nadal uważamy, że możemy znaleźć ocalałych – dodał Pettersen.

Niestety, obniżenie temperatury, dość silny mróz działa na szkodę ekip ratunkowych i osób poszukiwanych – powiedział Halvard Stave, dyrektor służb medycznych.

 

Jesteśmy z wami

Premier Erna Solberg oraz minister sprawiedliwości i zarządzania kryzysowego Monica Mæland odwiedziły Gjerdrum w środę po południu. W niedzielę na miejsce tragedii przybyła również norweska para królewska i książę - następca tronu, którzy zapalili znicze w kościele w Gjerdum dla ofiar osuwiska. Spotkali się oni również z ekipami ratowniczymi.

W noworocznym przemówieniu król Harald serdecznie pozdrowił poszkodowanych w Gjerdum.

- To straszne wydarzenie poruszyło nas wszystkich. Jestem z wami wszystkimi, którzy wkraczacie w nowy rok ze smutkiem i niepewnością - powiedział król Norwegii Harald.

Za ofiary środowej katastrofy modlili się również katolicy. Jednym z kościołów, gdzie wierni podczas Mszy św. 1 stycznia odmówili modlitwy za poszkodowanych była parafia św. Gudmunda w Jessheim, do której przynależy Gjerdrum.

p. Janusz Fura.jpg

Proboszcz parafii św. Magnusa w Lillestrøm o. Janusz Fura  (na zdj. obok) odprawił w piątek Mszę św. za rodziny poszkodowanych. Podczas nabożeństwa modlono się również za ratowników, którzy biorą udział w akcji w Gjerdrum.

W wypowiedzi dla gazety Dagen proboszcz parafii w Lillestrøm powiedział m.in.:

- To, co wydarzyło się w Gjerdrum jest bolesne. Wydaje się to niemal nierealne, takie rzeczy  dzieją się w innych częściach świata i ogląda się je w telewizji, ale teraz zdarzyło się to tutaj.

O. Fura wyraził również nadzieję, że uda się odnaleźć żywych.

 

Katastrofa w małej gminie

Mała gmina mocno ucierpiała z powodu środowej tragedii. Siedem osób zginęło, jednak ten bilans może się niestety zwiększyć, ponieważ ciągle poszukuje się trzech zaginionych. Osuwisko pochłonęło 31 lokali mieszkalnych, rozmieszczonych w dziewięciu budynkach oraz 30 garaży. Ewakuowano ponad tysiąc osób. Wśród tych, którzy zginęli i zaginęli są Norwegowie i Litwinka.  W gronie ewakuowanych są zarówno Norwegowie, jak i obcokrajowcy, w tym kilka polskich rodzin.

Katastrofa ma duży wpływ na życie mieszkańców. Nie można korzystać ze szkoły i dwóch przedszkoli, które znajdują się na terenie osuwiskowym. Dlatego przez pierwszy tydzień po feriach świątecznych dzieci będą uczyć się online.  Sprawa przedszkoli nie jest jeszcze rozstrzygnięta, ale gmina rozmawia z przedszkolami w sąsiednich gminach, starając się znaleźć miejsce dla dzieci w innych placówkach.

Mieszkańcy Gjerdrum mieli również problemy z wodą. Obecnie mają oni dostęp do bieżącej wody, jednak muszą ją przegotować przed wypiciem.

Premier Erna Solberg zapewniła, że rząd udzieli gminie Gjerdrum wszelkiej potrzebnej pomocy.

- Zapewnienie pomocy osobom ewakuowanym to ogromny wysiłek dla gminy. Wszystkie zasoby są na miejscu i poinformowaliśmy, że jeśli potrzebne będzie większe wsparcie, to go udzielimy -powiedziała Erna Solberg w wypowiedzi dla TV 2.

 

 Gjerdum i okolica nie są bezpiecznym terenem. W roku 1924 zdarzyła się tutaj podobna tragedia.  Osunięcie gliny miało wówczas miejsce również w Ask, i nazwano je Kogstadfallet, ponieważ rozpoczęło się w Øvre Kogstad. Wtedy jedna osoba zginęła, a jedna została poważnie ranna. Mieszkańcom udało się uciec, jednak zniszczonych zostało wiele gospodarstw oraz 1600 metrowy odcinek drogi.

 

2548866349670526571.jpg

 

Psycholog Monika Engan  (na zdj. obok z mężem) jest Polką zamieszkałą w Gjerdrum. Jej dom znajduje się niespełna 1 km od miejsca tragedii.  Zapytałam ją o to, co pamięta z 30 stycznia, kiedy wydarzyła się tragedia.

Monika zaczyna swoją wypowiedź  do smutnego wyznania:

– Mieszkam 200 m od Leirdalen, najbardziej niebezpiecznej doliny w Norwegii.

Tej nocy, kiedy to się wydarzyło, mój mąż obudził się koło trzeciej, ponieważ poczuł coś, co opisał, jako „ciśnienie” w klatce piersiowej; trudno mu było oddychać. Równocześnie z dachu, który w naszym domu jest naprawdę duży, runął z wielkim hukiem cały śnieg. To było niemal jak lawina. Zazwyczaj jest tak, że śnieg spada stopniowo z różnych części dachu, nie dzieje się to w jednym momencie. Gdy mąż zszedł z sypialni na dół, zgasło również na pewien czas światło, prąd pojawił się ponownie po dziesięciu minutach.  To był prawdopodobnie ten moment, kiedy wydarzyła się tragedia. Wszystko wskazuje na to, że poruszenie ziemi zaczęło się na naszym terenie, kilometr od miejsca tragedii. Jest jeszcze jednak rzecz, o której warto wspomnieć – otóż mamy kota, który półtora tygodnia temu zmienił swoje zachowanie. Brałam to na karb zimy, albo jego rozpieszczenia. Jednak teraz wiem, że on już przeczuwał niebezpieczeństwo, zwierzaki wyczuwają te frekwencje.

Gdy wstałam rano 30 grudnia, zerknęłam do telefonu, dopiero wtedy przeczytałam wiadomości. Zaczęliśmy się zastanawiać czy nasz dom stoi na bezpiecznym gruncie. Kupiliśmy dom trzy lata temu i gmina nie poinformowała nas, na jakim gruncie został zbudowany.

Nie pojechałam do pracy tego dnia, pracowałam przez Internet, a kiedy skończyłam ostatnie spotkanie, spakowaliśmy się i zdecydowaliśmy się opuścić dom.

 

– Dlaczego zdecydowaliście się na ewakuację, skoro nie było takiego nakazu od władz?

Nie wiedzieliśmy, w którą stronę idzie wyrwa. Baliśmy się. Ewakuowaliśmy się do hotelu, gdzie spędziliśmy trzy nerwowe dni. Jednak udało nam się ostatecznie wyciszyć: porozmawialiśmy z księdzem i z przyjaciółmi, spędziliśmy Nowy Rok w kościele na modlitwie. Ostatecznie zdecydowaliśmy się, że wracamy do domu.

Wróciliśmy, a ja, jako, że zawsze jestem osobą aktywną i nie lubię siedzieć bezczynnie, zamówiłam 60 pączków dla żołnierzy biorących udział w akcji ratowniczej, zebraliśmy również jedzenie dla kotów, które się tam błąkają.

Niestety nasz spokój nie trwał długo, ponieważ znajomy z okolicy, który jest geologiem pracującym w niebezpiecznych miejscach, powiedział nam, że tam nadal jest niebezpiecznie. Opowiedział nam o podobnej tragedii, jaka wydarzyła się w tym miejscu w roku 1924.  Pożyczył nam również specjalną kamerę z noktowizorem, którą zamontowaliśmy przed domem. Chcieliśmy w ten sposób znaleźć błąkające się tam zwierzęta i im pomóc. Urządzenie może czytać chipy, którymi są oznakowane psy i koty. Kamera reaguje na ruch. I wykonała ona tylko jedno zdjęcie. Ale, co ciekawe, na tym jedynym zdjęciu, które otrzymałam dzisiaj, nie ma nic – żadnego zwierzęcia. Wszystko wskazuje na to, że jest tam jednak jakiś ruch.

 

– Czy to znaczy, że nadal są jakieś drgania ziemi?
– Mój mąż, który jest wojskowym, podłączył rejestrator ruchu i drżeń i obserwujemy to od kilku godzin. Mam wątpliwości, czy jest tak bezpiecznie, jak zapewniają o tym władze. Mieszkańcy Gjerdum dostali informację, że jest bezpiecznie i będą się mogli wprowadzić do swoich domów. Ale czy tak jest rzeczywiście? Rozważam wniesienie sprawy do sądu przeciwko gminie, jako pozew zbiorowy.  Przypuszczam, że dołączy się do tego wielu ludzi, jednak jest jeszcze za wcześnie, aby o tym więcej mówić.

 

2293599211566429477.jpg

- Nie wiedzieliśmy, w którą stronę idzie wyrwa. Baliśmy się. Ewakuowaliśmy się do hotelu, gdzie spędziliśmy trzy nerwowe dni - mówi Monika Engan, tu na zdjęciu z mężem i kotem, który wyczuwal nadchodzącą tragedię

 

 

Z ostatniej chwili

5 stycznia rano Monika Engan i jej mąż zdecydowali się na opuszczenie swojego domu. Przebywają w hotelu, za który muszą płacić, ponieważ władze nie zalecają ewakuacji osób z terenu, który oni zamieszkują.

Monika Engan poinformowała mnie, że nie dostała żadnych informacji od gminy na temat tego na jakim gruncie stoi jej dom. Aby się tego dowiedzieć  sama będzie musiała zapłacić na nawierty i badania.

Tego samego dnia (5 stycznia 2021 r.) przed godziną 12 w południe na terenie osuwiska doszło do tąpnięcia. W Gjerdrum ponownie osunęła się ziemia. Wszczęto alarm, ekipy ratownicze zostały szczęśliwie wycofane i nikt nie ucierpiał.

 

 Informacje o pomocy i aktualnej sytuacji można znaleźć na stronie internetowej gminy Gjerdum 

w języku norweskim

w języku angielskim (podstawowe informacje)

Jak pomóc?

Poprzez portal ogłoszeniowy Finn.no możesz przekazać rzeczy dla osób poszkodowanych (ogłoszenia z hasłem Gjerdrumshjelpen) znajdziesz tu