Czy na stole wigilijnym będą ryby?

268163625_440657970888381_7338270547860892059_n.jpg

Na nas spoczywa ogromna odpowiedzialność za przyszłe pokolenia, by święta nie kojarzyły im się tylko z lampkami, choinką, Kevinem, co to sam święta w domu spędzał, prezentami...

 

 

Jeśli dla mnie – wierzącego katolika fakt przyjścia na świat Zbawiciela (a także Jego śmierć i zmartwychwstanie) będzie fundamentem mojej wiary, to samoistnie, podświadomie jakby, będę potrafił tworzyć klimat Bożego Narodzenia uwzględniając, a raczej stawiając na pierwszym miejscu jego Istotę.
I nawet jeśli za 30 lat zmienią się na bożonarodzeniowe „trendy”, to jednak zawsze to będzie Boże Narodzenie – świętowanie urodzin Jezusa. Wielka w tym nasza misja i wielkie zadanie, żeby tak właśnie było. Na nas spoczywa ogromna odpowiedzialność za przyszłe pokolenia, by święta nie kojarzyły im się tylko
z lampkami, choinką, Kevinem, co to sam święta w domu spędzał, prezentami, spieraniem się o to, kto ma odczytać fragment Pisma Świętego i poprowadzić modlitwę, czy właściwie niewiele znaczącym pozdrowieniem „wesołych świąt”.

 

Tekst: ks. Rafał Ochojski MSF (parafia Chrystusa Króla w Narwik)

 

Jakiś czas temu znajomy podesłał mi link z artykułem, w którym autor poświęcił sporo czasu, pracy i uwagi temu, by udowodnić, jak wiele elementów związanych ze świętowaniem Bożego Narodzenia ma swoje korzenie w prastarych pogańskich tradycjach.Wymienia między innymi choinkę, kutię, prezenty, pisze o dodatkowym talerzu czy gadających zwierzętach, konkludując, że „wszystkie bożonarodzeniowe czynności, nawet te, które zdają się mieć głęboko chrześcijański rodowód są znacznie starsze, a chrześcijaństwo je tylko zaadaptowało”. Rzecz jasna artykuł jest znacznie obszerniejszy, a to tylko jakby skrót jego treści. Przyznam szczerze, że nie wiem jaki cel przyświecał autorowi artykułu; czy chciał podzielić się swoim odkryciem naukowym (zakładam, że prawdziwym), czy może po prostu w jakiś sposób „obnażyć” nieprawdziwość faktów związanych ze świętowaniem Bożego Narodzenia i ukazać je jako „nie nasze”.

268312133_210230744633009_2472915840794428725_n.jpg

Bogactwo chrześcijaństwa czerpie rzecz jasna przede wszystkim z judaizmu. Wszak Bóg objawił się, zwiastując nowinę młodej Żydówce, z której przyszedł na świat Zbawiciel – Jezus Chrystus. Wiele elementów jest zatem ściśle związanych
z „religią ojców”. Sama struktura Mszy Świętej ma wiele elementów podobnych do żydowskiej Paschy. Także wpółcześnie bogactwem Kościoła Katolickiego jest różnorodność kultur i narodów, które wnoszą „ze swojego” do wielkiego skarbca tradycji chrześcijańskiej. W misjologii (element nauk teologicznych dotyczących pracy misyjnej i ewangelizacyjnej) używane jest pojęcie inkulturacji stanowiącej o istocie działań ewangelizacyjnych z uwzględnieniem specyfiki i bogactwa poszczególnych kultur. I tak w poszczególnych krajach całego świata, zarówno w tradycji, jak po części w liturgii, zapożyczone są elementy, które mają wiernym Ewangelię przybliżyć i pomóc zrozumieć, ale nigdy przysłonić – co jest ogromnie ważne, by forma nie wyparła czy zamazała treści. W taki sposób Kościół na przestrzeni wieków dbał właśnie o to, by to Istota (treść) była na pierwszym miejscu. Zupełnie inaczej niż zdaje się to mieć miejsce dziś, w naszej współczesnej mentalności, gdzie tak często forma bierze górę nad treścią.

Być może ktoś z Was zastanawia się jaki to ma związek ze świętami. Postaram się udowodnić, że ma. Na wyżej cytowany fragment odpowiedziałem znajomemu, że nawet gdyby okazało się, że każdy element bożonarodzeniowego „klimatu” jest zapożyczony z innych kultur, religii czy tradycji to ABSOLUTNIE niczego to nie zmienia w jego istocie, bo dla mnie nie jest tak ważne czy choinka będzie zielona i żywa, czy sztuczna, wyklejona na ścianie. Czy na stole będą ryby, czy żeberka. Czy prezenty przynosi Mikołaj, dziadek Mróz czy dzieciątko, czy też nic nie dostanę (choć wolałbym jednak coś ;)). Dlaczego? Bo to ABSOLUTNIE nie zmienia istoty świąt Bożego Narodzenia, ani faktu, jaki dokonał się dwa tysiące lat temu, kiedy to w ubogiej mieścinie Betlejem, w stajni, bo miejsca (już wtedy!) nie było dla nich w żadnym domu, przyszedł na świat Zbawiciel. I to jest istota, na którą wszystkie elementy naszej tradycji mają wskazywać. Ale czy wskazują?

Jeśli dla mnie – wierzącego katolika fakt przyjścia na świat Zbawiciela (a także Jego śmierć i zmartwychwstanie) będzie fundamentem mojej wiary, to samoistnie, podświadomie jakby, będę potrafił tworzyć klimat Bożego Narodzenia uwzględniając, a raczej stawiając na pierwszym miejscu jego Istotę. I nawet jeśli za 30 lat zmienią się na bożonarodzeniowe „trendy”, to jednak zawsze to będzie Boże Narodzenie – świętowanie urodzin Jezusa. Wielka w tym nasza misja i wielkie zadanie, żeby tak właśnie było. Na nas spoczywa ogromna odpowiedzialność za przyszłe pokolenia, by święta nie kojarzyły im się tylko z lampkami, choinką, Kevinem, co to sam święta w domu spędzał, prezentami, spieraniem się o to, kto ma odczytać fragment Pisma Świętego i poprowadzić modlitwę, czy właściwie niewiele znaczącym pozdrowieniem „wesołych świąt”.

Kochani, Jezus naprawdę przyszedł na świat. Trudność polega na tym, że my, żyjąc tu na ziemi, ciągle jesteśmy w przestrzeni wiary a nie w przestrzeni pewności. Dlatego też te wszystki dodatki są dla nas tak ważne, bo pobudzają naszą wyobraźnię (stajenki w kościołach), działają na zmysły (bardzo lubię zapach pierników) i dotykają uczuć, bo to przecież najbardziej rodzinne święta. Tak nas Bóg skonstuował, że to wszystko nas po prostu cieszy. Ale zostawił w nas też przestrzeń dla siebie, małe mieszkanko, gdzie my w pełnej wolności możemy Go
w nim chować, albo z niego wypraszać. Posłucha, bo kocha!

Życzę Wam, aby te święta, jak i każde następne, były dla Was ciągłym świadomym otwieraniem siebie na Bożą miłość, aż do spotkania Go twarzą w twarz. Bo to, że Go spotkamy jest pewne. Zobaczymy Go takim, jakim jest. I to nie tylko my – wierzący, ale każdy człowiek! Obyśmy rozpoznali Go bez problemu i to po pierwszym spojrzeniu.