Homilia ks. bp. Bernta Eidsviga wygłoszona podczas Mszy św. dziękczynnej z okazji beatyfikacji Jana Pawła II

W ostatnich dniach marca 2005 było jasne, że papież Jan Paweł II wkrótce opuści ten świat i zakończy swój pontyfikat po ponad 26 latach. Wiele tysięcy ludzi zebrało się na Placu św. Piotra, by modlić się za niego w tej ostatniej godzinie; w większości byli to ludzie młodzi. Nie mogli oni pamiętać Pawła VI ani Jana Pawła I; oni identyfikowali się z Janem Pawłem II.

Chociaż życie Papieża bardzo szybko zbliżało się do końca i jego misja pasterza Kościoła i orędownika na ziemi niebawem dobiegnie końca, ci młodzi ludzie, zebrani na Placu św. Piotra, byli przekonani do jednej rzeczy: papież umiera, lecz będzie kontynuował swoją posługę dla Kościoła jako pośrednik u Boga. Możemy powiedzieć bardziej tradycyjnie, że zmarł on w opinii świętości 2 kwietnia 2005 roku o godz. 21:37. Wdzięczni za pontyfikat a zarazem niecierpliwi młodzi ludzie byli zdania, że Kościół powinien ogłaszać świętość natychmiast, i wielu z nich wołało: Święty od zaraz. Dzisiaj możemy chyba śmiało stwierdzić, że już wtedy była to rzeczywistość, ale chcieliśmy, aby Bóg dał nam znak, którego potrzebujemy przed zakończeniem procesu, aby kanonizować Jana Pawła II.

Wielu ludzi myśli, że papież jest człowiekiem potężnym. Kościół twierdzi nawet, że jest on «nieomylny», gdy naucza doktryny lub głosi prawdę moralną, czego Jan Paweł II nigdy nie uczynił – a co miało miejsce tylko raz w historii. Papieże pod tym względem wykazują niezwykłą powściągliwość.

Przypomnę, że XX wiek miał wielu znanych «nieomylnych» przywódców, którzy doprowadzili zarówno swoich zapalonych zwolenników jak i ofiary aparatu politycznego do śmierci, nędzy i wyniszczenia. Dla zwiedzionego narodu, klasy, rasy czy ideologii nie była to zbyt wielka ofiara i za wysoka cena. Możemy na chwilę zamknąć oczy i przejrzeć ich szeregi, począwszy od Stalina i Hitlera przez Kim Ir Sena po Idi Amina oraz wielu innych, którzy nie zostali tu wspomniani. Cel uświęca środki – taka była ich zasada. Lecz jeśli naszym celem jest prawo człowieka do godnego życia z nadzieją na zbawienie i życie wieczne, to środki do tego celu powinny być dobierane wyjątkowo starannie, w przeciwnym razie mamy prawo obawiać się najgorszego.

Nie mam żadnej statystyki, która może to potwierdzić, ale myślę że frazą, której Jan Paweł II używał najczęściej była «godność ludzka» lub «godność osoby ludzkiej», wymawiane z wyraźnym polskim akcentem. Było prawie pewne, że zawsze nawiąże on do tych słów w wystąpieniach, kazaniach lub pozdrowieniach, które trwały więcej niż trzy minuty.

W przeciwieństwie do zwrotów przez nas używanych, nie były to puste słowa. To był jego manifest, streszczenie jego chrześcijaństwa i religijnego wymiaru człowieczeństwa. Zachowywał on dystans od wszystkiego, co odbierało człowiekowi jego godność i otwarcie wspierał to wszystko, co czyniło człowieka lepszym zarówno materialnie jak i duchowo.

Jego wrogami stawali się jedynie ci, którzy nie mogli zaakceptować wartości człowieka jako czegoś bezwarunkowego. Dla totalitarnych przywódców stawał się przyczyną ostrych konfliktów; dla innych, zwolenników aborcji lub eutanazji lub tych, którzy poniżająco patrzą na drugiego człowieka, konflikt ten urastał do niewyobrażalnych rozmiarów. Dla większości z nich, Papież był człowiekiem rzeczywistości tak odległej, że aż nieaktualnej w stosunku do obecnej, którą jedynie oni właściwie rozumieją. Dlatego też apelował do pozbawionych skrupułów kapitalistów i politycznych poszukiwaczy skarbów, mówiąc: Dla twojej własnej godności i ludzkiego dobra oraz dla dobra osób wokół ciebie, nawróć się i stań się prawdziwym człowiekiem!

Jan Paweł II umieszczał systematycznie „swoje dywizje” na polu walki, które znał najlepiej, czyli w Europie Wschodniej, a zwłaszcza w Polsce. Jedynie wierzący mogli zrozumieć, co stało się za sprawą łaski Bożej w pierwszej części jego pontyfikatu, choć jestem pewien, że wielu znajdzie bardziej racjonalne wyjaśnienie dla tamtych wydarzeń. Wówczas większość z nas była  również przekonana, że żelazna kurtyna musiała wisieć tam, gdzie wisiała, a sowiecka hegemonia musiała trwać nadal.

Sekretarz generalny komunistycznej partii Związku Radzieckiego ironicznie spytał swego czasu o „papieskie dywizje”. Czterdzieści lat później, kolejny sekretarz zdał sobie sprawę z tego, że papieskie wojska w Polsce nie zostały jeszcze pokonane, a wola walki trwała nadal, choć nie miały one do swej dyspozycji ani jednej halabardy. Innymi słowy, podporządkowanie sobie Polaków i innych narodów Europy Wschodniej nie mogło trwać wiecznie. Kiedy śmiem twierdzić, że Jan Paweł pomógł sekretarzowi generalnemu Gorbaczowowi zdać sobie z tego sprawę, nie przedstawiam żadnej  teorii, ale wyrażam moje osobiste przekonanie, że ich historyczne spotkanie w Rzymie późną jesienią 1989 roku, miało na to wpływ. Nikt nie może zaprzeczyć, że stał się cud w postaci pokojowego rozwiązania konfliktu w bloku wschodnim.

Jan Paweł II nie szukał żadnych przywilejów dla Kościoła. Uważał, że Kościół otrzyma dla siebie niezbędną swobodę działania jeśli będzie respektowana godność człowieka. Historia pokazała Papieżowi, że konkordaty ani żadne inne formalne umowy nie pomogą, gdy zabraknie ludzkiego szacunku dla człowieka wierzącego. Wielkość Kościoła tkwi w tym, co Bóg mu podarował; misją Kościoła jest kontynuacja woli Bożej. Tylko przez głoszenie Słowa Bożego, liturgię i uczynki miłosierdzia może Kościół zdobyć właściwą pozycję i szacunek w sercach wierzących.

Co to jest świętość? Jesienią ub.r. miałem okazję przemawiać na synodzie (państwowego – red.) Kościoła Norweskiego w Tønsberg. Powiedziałem wtedy między innymi: «macie prawo sądzić, że święci nie istnieją, ale ja mogę stwierdzić, że ich znałem, że spotykam ich pośród ludzi wierzących. Nie będę wymieniał żadnych imion; najprawdopodobniej nie zostaną oni kanonizowani, ale oni znaleźli wolę Bożą, coś, czego większość z nas musi starannie szukać przez całe życie. Święci to ludzie przesiąknięci wolą Bożą. Świętość człowieka zaczyna się więc od dobrej woli. Może dobra wola nie jest wystarczająca dla Was, luteran, ale ja jestem przekonany, że jest to cecha, która charakteryzuje (państwowy – red.) Kościół Norweski.»

Jan Paweł II odwiedził Norwegię na kilka dni w czerwcu 1989 roku. Nie doprowadziło to do ekumenicznej sensacji, ale zapoczątkowało nową epokę. Przyszedł jako przyjaciel, i został przyjęty jako przyjaciel. Przybył jako człowiek dobrej woli, całkowicie przepełniony Bogiem, przyszedł do swoich, do naszego małego Kościoła Katolickiego, do tej części norweskiego chrześcijaństwa, które go przyjęło. Modlił się żarliwie o błogosławieństwo dla panującego wtedy króla Olafa, spotkał się z politykami i przywódcami społecznymi, więcej stawiał pytań niż pouczał.

Aż do jego wizyty byłem przekonany, że najrozsądniej byłoby, gdyby papież mniej podróżował i więcej przebywał w Rzymie. Później doszedłem do wniosku, że ta wizyta zapoczątkowała coś dobrego, a dziś uważam, że jego duszpasterskie odwiedziny nadal przynoszą dobre owoce. Takie jest zadanie świętych.

Papież Jan Paweł zmarł po pierwszych nieszporach Niedzieli Miłosierdzia Bożego, w święto tajemnicy, którą żył i był głęboko i szczerze z nią związany. Dzisiaj obchodzimy Niedzielę Miłosierdzia Bożego.  On nazwał II Niedzielę Wielkanocną tym imieniem: Niedziela Miłosierdzia Bożego i tym samym wzywa nas wszystkich do świętości.

ls/km/mt

av Mats Tande publisert 06.05.2011, sist endret 12.05.2011 - 10:07